Naive 6

Spojrzała w prawo. Szkolny błazen właśnie dawał swój popisowy numer. Jakaś tania historyjka, kila jęków, bogata gestykulacja i obowiązkowo odegranie najważniejszych scen... bach, trach, całe towarzystwo wybucha śmiechem, a na twarzy błazna pokazuje się tak ukochany przez niego samego grymas spełnienia. Dusza towarzystwa... być może, jednak to nie takich ludzi ma obserwować. Dostała wyraźną i jasną instrukcję, a jej zlekceważenie wiązało się z karą, której za żadne skarby nie chciała doświadczyć... z jej śmiercią. Tsukuyomi wydawał się bogiem z którym lepiej nie dyskutować, choć po prawdzie nie wiedziała, czy jest to jego indywidualną cechą jako boga, czy też wszyscy bogowie w niebie, na ziemi i czort wie gdzie jeszcze, nie lubią gdy ktoś sprzeciwia się ich rozkazom. Miała go dość. A kto by nie miał dość zarozumiałego boga, który już na pierwszym spotkaniu doprowadza cię do szewskiej pasji, a na drugim grozi śmiercią? Mimo tego, że nie dał jej żadnego racjonalnego powodu by mieć pewność, że spełni swoją groźbę w razie jej niesubordynacji, to i tak nie potrafiła mu się sprzeciwić. Miała dziwne uczucie, które jasno zapewniało ją o tym, że bóg Księżyc nie żartuje. Jeżeli zajdzie taka potrzeba wykona karę, a jej życie uleci wraz z ostatnim mrugnięciem księżycowego blasku. To właśnie z tego powodu teraz siedziała w stołówce przy stoliku pełnym kompletnie nie znanych jej osób. Pierwszy cel na liście niechcianych, czyli grupa szkolnych buntowników. Punki wymieszani z nieco przerysowanymi gwiazdami rocka, w skrócie mnóstwo skór, poszarpanych ciuchów, żelastwa na rękach, w twarzy, ustach i zapewne w jeszcze kilku niezwykłych miejscach. Usiadła tam mając nadzieję, że usłyszy coś interesującego, a okazja była aż nader przednia. W stołówce nie było ani jednego pustego stolika, więc jej ruch nie był niczym dziwnym, choć normalnie po prostu zrezygnowałaby z jedzenia tutaj.

– To coś nowego. – ktoś się do niej odezwał. Podskoczyła nieco nerwowo, jednak szybko powróciła do swojej zwyczajowej postawy.

– Niby co? – odpowiedziała, spoglądając na rozmówcę. Było to nawet przystojny chłopak z czerwonymi włosami słodko roztrzepanymi w artystycznym nieładzie. Należał do kategorii gwiazd rocka, bowiem na tyłku miał poszarpane jeansy, a na karku czarny-a-jakże-by-inaczej-poszarpany T-shirt. Do tego dochodziła biżuteria i ciężkie motocyklowe buty. Widziała go kilkakrotnie w szkole, jednak nigdy nie miała okazji z nim rozmawiać, a co dopiero dowiedzieć się jak się nazywa.

– To, że niepokorna Dante siada ze stadkiem buntowników. – najwyraźniej u niego sprawa wyglądała całkiem inaczej. Znał ją i dobrze wiedział kim jest i jak się nazywa. Świetnie.

– O ile nie zauważyłeś, nie ma gdzie indziej miejsca. – rzuciła tę tanią wymówkę, choć sądząc po jego wielce zadowolonej minie wcale do niego nie trafiała. Musiała szybko odwrócić jego uwagę. – Skąd u licha wiesz jak się nazywam? Na ten przykład ja kompletnie cię nie kojarzę...

– Ranisz moje serce. – złapał się teatralnie za klatkę piersiową. – Nazywam się Japhrimiel, ale wszyscy mówią na mnie Japh.

– Japh. – powtórzyła tępo, a na jego twarzy wykwitł cwaniacki uśmiech.

– Ładnie... szybko się uczysz. – zaśmiał się, na co rzuciła w niego morderczym spojrzeniem.

– Spadaj. – warknęła. – Skąd mnie znasz? – ponowiła pytanie. Japh oparł swobodnie podbródek o rękę, przyglądając się jej roziskrzonym wzrokiem. Było w nim coś, co działało na nią w dziwny sposób. Wkurzał ją, jednak nie miała ochoty odejść. Irytował ją, jednak i tak nawet przez myśl nie przeszło jej, by zakończyć tę rozmowę.

– Bo już od dawna cię obserwuję. – rzucił, a ona z wrażenia aż się zakrztusiła.

– Co? – wymamrotała ścierając z podbródka sok.

– Dobra, może inaczej, bo zabrzmiałem jak jakiś prześladowca. – posłał jej uroczy, ale zarazem niegrzeczny uśmiech. – Podobasz mi się i już od dawna obserwowałem cię, by znaleźć okazję i do ciebie uderzyć.

– Super. – wypuściła z bezsilnością powietrze. Szukała informacji, a dostała punk-rockowego adoratora. – Słuchaj...

– Och, tylko nie dawaj mi kosza już w przedbiegach. – zjadł z gracją frytkę z jej talerza. – Potrafię być naprawdę czarujący.

– Nie wątpię. – spojrzała zrezygnowanym wzrokiem na jej kolejną frytkę niknącą w jego ustach. – Czego ode mnie oczekujesz?

– Byś została moją dziewczyną, to proste. – odparł.

– I akurat teraz ci się zebrało?

– Akurat teraz nadarzyła się okazja. – spojrzał na nią niewinnym wzrokiem. – Z natury jestem nieśmiały.

– Taa jasne. – warknęła. – W ogóle cię nie znam, więc zapomnij.

– A jak mnie poznasz? – zapytał, a w jego głosie pobrzmiewała nutka powagi. Może jej się to przywidziało, ale chyba naprawdę mu zależało. Nagle do stołówki wszedł Gale. Rozejrzał się od niechcenia po stolikach, gdy nagle jego wzrok padł na nią w towarzystwie Japha, który właśnie wlepiał w nią maślane oczy, czekając grzecznie na odpowiedź. Gale zmarszczył brwi, po czym ruszył w ich stronę.

– O kurka. – syknęła.

– Nie odpowiedziałaś. – Japh domagał się swojego. Złapała za torbę i wstała pośpiesznie od stołu.

– Jasne. – rzuciła, choć z głowy już dawno wyparowało jej jego pytanie. Japh uśmiechnął się perliście całkowicie usatysfakcjonowany.

– Świetnie, czyli musisz mnie poznać.

– Dante, dlaczego tu siedzisz? – Gale dotarł do nich. Zacisnęła zęby by stłumić przekleństwo jakie cisnęło jej się na usta.

– Nie było miejsca. – sapnęła.

– Ale przecież ty... – zaczął, jednak szybko złapała go za koszulę i pociągnęła w stronę wyjścia.

– Do zobaczenia Dante! – rzucił Japh. Posłała mu dziwny uśmiech, mając cichą nadzieję, że to załatwi sprawę. Przecież i tak miała już na głowie jedno zmartwienie, nie potrzebowała kolejnego. Szła tak długo, aż nareszcie nie znaleźli się na korytarzu. Uznając, że już wystarczy, puściła Galea i oparła się z bezsilnością o ścianę. TO nie na jej nerwy, STANOWCZO TO nie na jej nerwy.

– Co to było? – spytał Gale, na co machnęła bezsilnie ręką.

– Ech... – myślała nad jakąś lepszą wymówką niż brak miejsc. – ten koleś chciał pogadać.

– Pogadać? – dopytał się, patrząc na nią niezbadanym wzrokiem.

– Taaa, okazało się, że mnie lubi. – odwzajemniła spojrzenie. – Tak wiesz lubi, luuuubi.

– Aaaa, luuubi. – powtórzył, już wiedząc o co chodzi. Mieli z Galem swój własny język. Lubi to lubi, ale luuubi to już całkiem inne luuubi. – Ciekawa sprawa.

– Prawda? Normalnie chyba świat się kończy... – zaśmiała się, jednak w tym momencie chyba naprawdę właśnie kończył się świat, bowiem w ich stronę w całej swej mroczno-świetlisto-księżycowej osobie zmierzał Tsukuyomi. Jeszcze tylko jego jej tu brakowało. Podszedł do nich mierząc zimnym wzrokiem Galea. Ich spojrzenia zwarły się, a czas jakby przestał płynąć. Na skórze jakimś cudem poczuła wiatr. Muskał ją zaczepnie, jednocześnie otulając i chroniąc przed niebezpieczeństwem jakie się pojawiło, jednak zrzuciła to wrażenie na nerwy. Skąd miałby się wziąć w budynku wiatr? Nagle Tsukuyomi przestał piorunować wzrokiem Gale i zwrócił się do niej. Jego dłoń wystrzeliła do przodu, na co odskoczyła nieco do tyłu w autentycznym strachu. Zauważył to. Jego oczy przewiercały ją, a kąciki ust uniosły się w lekkim grymasie szyderczego uśmiechu.

– Mój numer. Odezwę się niedługo. – odparł chłodno. Przeniosła wzrok na wyciągniętą rękę i zaiste, w dłoni znajdowała się schludnie złożona kartka. Chwyciła ją pośpiesznie, czym wywołała jego prychnięcie. Miała ochotę mu coś powiedzieć, nawrzucać, odgryźć się za wszystkie czasy, jednak nie zdążyła. Odwrócił się do niej i obdarzając ostatnim zimnym spojrzeniem Galea, odszedł.

– Ostatnio jesteś naprawdę popularna. – wymamrotał Gale, jednak ona nadal stała, czując się kompletnie bezsilna.

– Nie chciałam tego. – szepnęła, chcąc zniknąć. Pierwszy raz miała szczerą ochotę zapaść się pod ziemię i ukryć się przed lodowatym wzrokiem Tsukuyomiego. – Nie chciałam tego. – znów powtórzyła, po czym zadrżała. Lepki strach rozpłynął się po jej żyłach. Nagle znów poczuła na skórze otulający ją jak ochronny kokon wiatr.

 

 

Muskał ją i delikatnie uspokajał.

– Wszystko będzie w porządku. – słowa Galea wpadły do jej ucha. A wiatr zatańczył na jej skórze niczym mały tancerz, tak delikatnie a zarazem pewnie kojąc jej strach.

Brak komentarza 13 Listopada 2014 o godz. 22:41

Naive 6

Komentarze 0

Tego Artykułu jeszcze nikt nie skomentował

Wyświetleń: 93