Czarna Róża I

                                                                     Rozdział I

                                                                        Alicja

                                                                                                                                        25 marca, Arkadia

Szłam wzdłuż leśnej ścieżki, nie bardzo wiedząc gdzie ani dlaczego.  Panujące ciemności, gdzie niegdzie rozpraszał mdły blask księżyca, przedzierający się między konarami wysokich drzew. Choć starałam się ostrożnie stąpać po nie równej drodze, to jednak nadal co chwilę potykałam  się o wystające z ziemi korzenie, czy większe kamienie. W oddali słychać było pohukiwanie sowy. Nagle dostrzegłam przed sobą zarys jakiejś osoby. Zatrzymałam się w miejscu aby móc lepiej się przyjrzeć. Wiatr szumiał wśród gałęzi, przyprawiając mnie o gęsią skórkę. Nieznajomy szedł w moją stronę. Poruszał się bezszelestnie, niczym duch. Stałam w miejscu, opierając dłoń na pniu najbliższego drzewa. Ten ktoś zatrzymał się jakiś metr ode mnie. Choć w większości stał w smudze światła księżycowego, twarz była nadal skryta w cieniu. Miałam dziwne wrażenie, ze znam tego kogoś. Niepewnie zrobiłam krok w jego stronę. Usłyszałam cichy szept unoszony przez wiatr.

-Alicja…                                                                                                                                                            

 

Obudził mnie budzik w telefonie. Poderwałam się z łóżka i, z typową sobie gracją, runęłam na podłogę, zaplątana w pościel.

-Au… - syknęłam rozmasowując sobie obolałe biodro.

- Alicjo co robisz?! – usłyszałam krzyk mamy dochodzący z dołu schodów.

- Nic mamo! Upadłam! – podniosłam się z podłogi i usiadłam po turecku. Budzik nadal uparcie dzwonił. Wzięłam telefon z biurka i wyłączyłam go. Przez uchylone drzwi wlazł do pokoju mój kochany kot Kiba. Mrucząc, przydreptał do mnie i rozłożył się na moich nogach, gotowy do głaskania.

- Witaj urwisie. – pogłaskałam go po główce, dałam buzi w pyszczek i zestawiłam na podłogę, samemu się podnosząc. Kiba miauknął z niezadowoleniem i wyszedł z pokoju. Pokręciłam tylko głową. Zabrałam przygotowane już dzień wcześniej wieczorem, ubrania z biurka i powlokłam się leniwie do łazienki wziąć szybki prysznic. Podczas szczotkowania zębów, zerknęłam w lustro na swoje odbicie. Jak zawsze pod moimi zielonymi oczami rysowały się mocne sińce. W pewnej chwili usłyszałam pukanie do drzwi.

- Kochanie, śniadanie na stole. – w progu stanęła moja mama.

- Już idę. – mruknęłam ze szczoteczką wciąż tkwiącą w buzi. Mama uśmiechnęła się rozbawiona i wyszła z łazienki. Gdy skończyłam się szykować, zeszłam na dół do jadalni, gdzie przy stole z jasnego drewna siedzieli moi rodzice i rozmawiali, popijając kawę. Nasz dom składał się z jadalni, kuchni, salonu, dwóch łazienek po jednej na parterze i piętrze i dwóch sypialni. Jedną z nich zajmowałam ja, a drugą moi rodzice. Jadalnia nie była dużym pomieszczeniem. Większą część zajmował stół wraz z rzędem krzeseł. Na jednej ze ścian znajdowało się olbrzymie okno wychodzące na wschodnią część ogrodu. Widoczna była nasza mała altanka z ciemnego drewna, porośnięta dziką różą. Duże kwiaty, odznaczały się intensywną czerwienią na wszechobecnej zieleni.  Usiadłam przy stole naprzeciwko ojca. Na śniadanie mama przygotowała mi omleta z dżemem różanym domowej roboty. Zaczęłam jeść z apetytem, popijając posiłek sokiem pomarańczowym.

- Jak się spało? – tata patrzył na mnie łagodnie znad filiżanki z kawą.

- Dobrze.

- A co to był za hałas dzisiaj rano?

- To nic takiego. Zaplątały mi się nogi w kołdrę i spadłam z łóżka. – podrapałam się po karku, lekko zażenowana. Tata z mamą popatrzyli się na siebie porozumiewawczo. Zdarzało mi się niejednokrotnie wplątywać w jakieś wypadki. Notorycznie miałam pocięte palce nożami podczas gotowania, nogi znaczyły liczne drobne siniaki, każdy innego koloru, a upadków w jakimkolwiek ich znaczeniu było tyle, że już ich nie zliczę. Moi rodzice wzruszyli tylko ramionami i wrócili do swojej rozmowy, a ja wyłączyłam się, dosłownie i w przenośni. Myślami powróciłam do mojego dzisiejszego snu. To nie był pierwszy dziwaczny sen w moim życiu, jednakże tym razem miałam zupełnie inne odczucia niż zazwyczaj. Nie czułam obojętności czy dezorientacji. Co to, to nie. Miałam wrażenie, iż tym razem sen miał głębsze znaczenie, jakiś ważny przekaz. Nie mogłam pojąć dlaczego miałam wrażenie, że to się dopiero wydarzy? Że znajdę się w dokładnie takiej samej sytuacji w najbliższej przyszłości. Chyba wariowałam. Z lekkim westchnieniem odeszłam od stołu i, zanosząc talerz do kuchni, wróciłam do swojego pokoju. Zarówno Kiba jak i moja dwu letnia labladorka, Aris wylegiwali się w najlepsze na moim rozkopanym łóżku.

- Dobra leniuchy, zmykajcie. Musze pościelić łóżko, bo inaczej mama znowu będzie się czepiać. – Aris podniosła łeb i spojrzała na mnie leniwym wzrokiem. Musiałam oboje zepchnąć inaczej do wieczora bym czekała na jakąkolwiek reakcję z ich strony. Gdy już ogarnęłam co miałam ogarnąć, spakowałam do torby szkicownik. Zawiesiłam ją na ramieniu i zeszłam do przedpokoju, gdzie ubrałam buty i płaszcz. W lustrze wiszącym na jednej ze ścian sprawdziłam swój makijaż i krzycząc, że wychodzę do szkoły, wybiegłam na podwórze. Droga do szkoły zazwyczaj zajmowała mi godzinę piechotą. Miałam świetną drogę, prowadzącą wzdłuż klifu skąd był piękny widok na niebieską wstęgę rzeki, która ciągnęła się delikatnie u jego podnóża.  Słonce przygrzewało przyjemnie, przez co mogłam śmiało rozpiąć płaszcz. Jedynymi odgłosami był szum wody na dole i śpiew ptaków tu u góry.  Po prawie trzydziestu minutach dostrzegłam zarys budynku szkoły plastycznej, do której uczęszczałam. Przyśpieszyła trochę. Idąc raźnym krokiem, myślałam tylko o tym co dziś będziemy robić na zajęciach praktycznych. Przez ostatni tydzień wałkowaliśmy martwą naturę i malunki na płótnie. Zdecydowanie miałam już tego dość, na samą myśl dostawałam dreszczy.  Jako jedyna w klasie nienawidziłam malowania farbami, a to z tego powodu, że w ogóle mi to nie wychodziło. Inaczej było z ołówkami ołówkami i kredkami.  W tej dziedzinie nie miałam sobie równych. Nieraz nasza profesorka, pani Błaszczyk twierdziła, iż w moich pracach jest pełnia życia. Umiałam perfekcyjnie oddać ruch i głębie tego co akurat rysowałam. Ludzie i zwierzęta wyglądały jak żywe, natura z resztą tak samo. Ja nigdy tak nie odbierałam swoich prac. Zawsze ostro siebie samą oceniałam, wiele wymagałam i ciągle podwyższałam poprzeczkę. Moi znajomi – przyjaciółka od pierwszej klasy gimnazjum Ola  i dwóch kolegów z liceum Daniel i Adam -  uważało moje postępowanie za całkowite przegięcie.

- Al! – Z moich rozmyślań wyrwał mnie głos Daniela. O wilkach mowa. Cała trójka stałą przed bramą szkoły i machała do mnie, Daniel oczywiście z papierosem w zębach.

- Cześć wam. Daniel zgaś tego peta, wiesz jakie mam na ten temat zdanie,

- wiem i dlatego palę. Uwielbiam Cię drażnić, Krasnalu. – Chłopak wyszczerzył żeby w uśmiechu. Był z naszej czwórki najwyższy. Liczył sobie ponad metr osiemdziesiąt, do tego jeszcze był bardzo szczupły. Ciemne loki opadały mu niesfornie na oczy, koloru morskiej wody gdy spoglądał na mnie. Adam był niższy od Daniela o parę centymetrów. Miał blond włosy, zawsze ułożone w nieład artystyczny, lekką bródkę i piękne czekoladowe oczy. Gdy go pierwszy raz zobaczyłam, posłał mi uśmiech, który uznałam za straszny. Od tamtej pory gdy się uśmiecha, wszyscy parskamy śmiechem. Ola wyglądała jak modelka z okładek modowych magazynów. Wysoka, szczupła z długimi nogami i lśniącymi blond włosami, które sięgały jej do tyłka. Delikatne rysy twarzy podkreślały duże błękitne oczy. Zawsze miała je mocno umalowane na czarno co sprawiało, że wydawały się być jeszcze większe.

- Jak się czujesz Al? Wyglądasz trochę kiepsko. – Stwierdziła moja przyjaciółka z troską.

- kiepsko spałam to wszystko. Wchodzimy?

-Jasne!

Daniel wyrzucił na ulicę niedopałek papierosa za co dostał ode mnie po głowie. Zabawnie to wyglądało. Musiałam podskoczyć, żeby dosięgnąć go dłonią. W odpowiedzi Daniel dał mi lekką sójkę w bok. Śmiejąc się radośnie, weszliśmy do szkoły. Pożegnałyśmy chłopaków koło szatni i udałyśmy się na piętro do sali od historii.

- Jaka szkoda, że nie są w naszej klasie. –

-Zgadzam się z Toba Olka. Byłoby znacznie fajniej.  No ale nie możemy narzekać, w końcu mamy wspólnie zajęcia praktyczne.

- Też prawda. Ciekawe co tym razem będziemy przerabiać. Jak myślisz? Ołówek czy węgiel? A Może znowu farby?

- Tylko nie farby. – Odparłam krzywiąc się nieznacznie. – Mam ich serdecznie dość.

- To witaj w klubie. Ja i chłopaki mamy tak samo. Zapomniałabym. Mówiłaś przed szkołą, że kiepsko spałaś.

- Mhm. – Przytaknęłam. Ola była jedyną osobą, której opowiadałam swoje sny. Daniel i Adam o nich nie wiedzieli z prostej przyczyny. Niektóre z nich były o nich i wcale nie były przyjemne.

- Co ci się śniło? – Stanęłyśmy naprzeciwko siebie koło okien naprzeciwko drzwi do Sali. Nadal było jeszcze trochę czasu do dzwonka, więc usiadłyśmy na parapecie.

- Był bardzo dziwny. Śniło mi się, że idę lasem. Była noc z pełnią księżyca. Nagle z nikąd pojawił się jakiś chłopak, przynajmniej wyglądał jak chłopak. Szedł w moją stronę, a po chwili się zatrzymał tak, że twarz miał ukryta w cieniu. Nie widać było rysów twarzy więc nie wiem czy znowu był to Daniel, Adam czy ktoś zupełnie obcy. Usłyszałam jak ktoś szepcze moje imię i wtedy obudził mnie budzik w telefonie. – Ola wpatrywała się we mnie przez chwilę.  Niemal słyszałam jak w jej mózgu obracają się trybiki, gdy analizowała moją wypowiedź.

- Faktycznie dziwny sen. Jesteś pewna, że nie wiesz kto to był?

- Jestem w zupełności tego pewna.

- Miejmy nadzieję, że dzisiejszej nocy znów Ci się to przyśni i tym razem dowiesz się więcej.  Namalowałaś to co Ci się śniło?

- Zapomniałam – Przyznała się ze skruchą w głosie. – Gdy się obudziłam, zaliczyłam niemały upadek z łóżka.

-Oj Ala, Ala. Ot cała Ty. Jeśli dziś będziemy mieli temat dowolny to namaluj swój sen dobrze?

- Jasne.  Tak zrobię. – W tym momencie zadzwonił dzwonek na lekcje.  Weszłyśmy do Sali i zajęłyśmy miejsca w ławce. Na każdych zajęciach poza praktycznymi, gdzie każdy miał swoje osobiste stanowisko w Sali, siedziałyśmy razem. Pomieszczenie szybko wypełniło się pozostałymi osobami z naszej klasy, a po paru minutach raźnym krokiem wkroczył do środka nasz profesor od historii, pan Farazowski. Był to wysoki facet po czterdziestce, szczupły z burzą ciemnych loków i o ciepłych zielonych oczach. Na cienkim złotym łańcuszku nosił okulary, które zakładał zawsze jak sprawdzał coś w dzienniku bądź czytał teksty z podręcznika. Obie z Olą uwielbiałyśmy jego wykłady. Były ciekawe, nierzadko wzbogacane o zabawne anegdotki, ryciny czy malowidła, zależnie od danego tematu.

- Witajcie moi drodzy uczniowie. – Przywitał nas serdecznym uśmiechem. Stanął twarzą do tablicy i napisał na niej wielkimi literami temat zajęć. – Dziś porozmawiamy o mitologii greckiej.  Wiem, że ten dział był już przez was przerabiany w gimnazjum, ale z tego co mi wiadomo, mało z tego zapamiętaliście.

Po klasie rozniósł się cichy śmiech uczniów. Pan Farazowski popatrzył na nas przez chwilę, czekając na ciszę, która zapadła bardzo szybko.

- A więc. – Zaczął rozglądając się po Sali. – Kto byłby w stanie mi wymienić kilku podstawowych bogów greckich, a także to, gdzie oni zamieszkiwali? Może Ty Alicjo? – Wskazał na mnie, nie przestając się ciepło uśmiechać. – Wymień mi powiedzmy pięciu bogów, wraz z informacją za co odpowiadali i nazwę miejsc gdzie żyli.

Podniosłam się ze swojego miejsca.

- Tak więc .Był Zeus, główny bóg w mitologii greckiej.  On rządził wszystkimi pozostałymi bóstwami i tytanami.  Atena, jego córka, była boginią mądrości, Afrodyta boginią miłości, a Artemida boginią łowów. Cała czwórka mieszkała na górze Olimp. Natomiast w Tartarze, krainie umarłych panował Hades, bóg podziemi.

- Bardzo dobrze. Czy pamiętasz jakie atrybuty mieli bogowie których wymieniłaś?

- Atrybutem Zeusa był piorun, Ateny sowa, tarcza i chełm, Artemidy włócznia i łuk, natomiast Afrodyty i Hadesa niestety nie pamiętam. – Odparłam szczerze.

- Dziękuję Alicjo. Możesz usiąść.

Zajęłam na powrót swoje miejsce z lekkim westchnieniem ulgi.

- Nieźle Al, Ty moja prymusko – Szepnęła Ola. Przewróciłam tylko oczami, puszczając mimo uszu jej słowa.

- Mitologia grecka zawiera wiele legend i mitów. – Nasz profesor zaczął swój wykład, przechadzając się jak zawsze po całej Sali. Słuchałam go jak zahipnotyzowana. Jego ciepły, niski głos był taki wspaniały gdy coś opowiadał. Kątem oka dostrzegłam, że i Ola była wsłuchana w wykład naszego ulubionego nauczyciela płci męskiej.

 

Po historii miałyśmy dwie godziny matematyki z panią Szargą, najgorszą nauczycielką jaką kiedykolwiek poznałam. Pani Szarga była niską kobietą po trzydziestce, z niemałą nadwagą. Rzadkie włosy koloru słomy zawsze miała zaczesane w ciasny kok z tyłu głowy, a jej małe świńskie oczka rzucały gromy zza okularów. Jako jedyna nauczycielka w szkole szczerze nienawidziła młodzieży, przez co niejedna osoba się zastanawiała po co zaczęła pracować w szkole, gdzie było mnóstwo dzieciaków. Po dzwonku wszyscy wręcz wybiegliśmy z Sali, uciekając jak najdalej od tej wiedźmy z piekła rodem.

- Ona jest okropna. – Ola jak zwykle głośno wypowiadała swoje poglądy.

- Tak, wiem o tym. Mówiłaś to już setki razy.

- Trudno. Będę to powtarzać dopóki nasz kochany dyrektor jej nie wyrzuci ze szkoły. Przecież ona się znęca nad uczniami! – Ola poprzez znęcanie się nad nią i innymi miała na myśli tonę pracy domowej  i piekielnie trudne sprawdziany.

- Choć lepiej do bufetu zjeść coś słodkiego, chłopaki pewnie już na nasz czekają.

- Masz rację Al, cukier mi pomoże. No i widok Daniela. On jest taki gorący. -  Ola powachlowała się w teatralny sposób.

- Oj Olka, kiedy Ty wreszcie przejmiesz inicjatywę? Mam wrażenie, że Daniel tylko na to czeka.

- Przecież to chłopak musi zrobić ten pierwszy krok, nie dziewczyna.

- Może tym razem niech będzie wyjątek? Nie wytrzymam dłużej Twojego gadania o nim. – Stwierdziłam nieco oschlej niż chciałam. Trudno. Miałam prawo być tym już zmęczona. Ola prawie ciągle gadała o Danielu, ale nic nie robiła żeby coś zmienić w ich znajomości, żyjąc w przeświadczeniu, że to on musi wszystko inicjować, a ona będzie siedzieć i na to czekać.

- Może gdybyś sama w końcu się kimś zainteresowała, wiedziałabyś jak ja się czuję.

- Nie zaczynaj Ola, proszę. – Mimowolnie zjeżyłam się.

- wybacz. Nie chciałam. – Odparła moja przyjaciółka ze skruchą. Kolejną rzeczą o jakiej wiedziała tylko Olka były moje „przygody” z chłopakami. Po kilku bardzo bolesnych przeżyciach, całkowicie zniechęciłam się do wiązania z kimkolwiek, czym był bardzo niepocieszony Adam. Przez przypadek dowiedziałam się, iż podkochuje się we mnie od prawie roku. Uczynnie udawałam, że o niczym nie mam pojęcia, a sam Adam nigdy nie próbował robić pierwszego kroku.

- Dziewczyny? Tutaj? – Dostrzegłyśmy chłopaków siedzących przy naszym stoliku. Znajdował się on w najdalszym kącie bufetu, obok jednego z potężnych okien, z których widać było szkolny parking. Nikt nigdy tam nie siadał oprócz naszej czwórki. Podeszłyśmy do nich.

- Długo czekaliście?

- Niedawno sami przyszliśmy. Kupiliśmy wam przekąski. – Zaczął Daniel, padając Olce i mi po papierowej torbie.

- Nie musieliście…- Zaczęłam ale szybko mi przerwano.

- Nie marudź tylko jedz.

Z Danielem nie było sensu się kłócić. Gdy się na cos uparł, nikt nie był w stanie go od tego odwieść. Raz postanowił, że skoczy z dachu szkoły na wyłożone na ziemi piankowe materace. Ze wszystkich sił próbowaliśmy wszyscy go przekonać, że to bardzo zły pomysł. Skończyło się na tym, że skoczył i wylądował w szpitalu na trzy miesiące z połamaną nogą i wybitym barkiem. Nie mówiąc już ani słowa, zajrzałam do torby. W środku znalazłam dwie kanapki z serem, wędlina i sałatą, oraz dwie waniliowe muffiny z cytrynowym kremem. Olce natomiast kupił hamburgera i trzy pączki z czekoladą.

- Ty to wiesz co lubimy. – Stwierdziła Olka, trzepocząc zalotnie rzęsami. Daniel posłał jej tylko typowy jemu promienny uśmiech.

- Wcinajcie obie i to migiem. Po przerwie mamy zajęcia praktyczne. – Po raz pierwszy od momentu jak przyszłyśmy odezwał się Adam. Siedział obok mnie rozparty na krześle z nogami skrzyżowanymi w kostkach. Wyglądał na niezadowolonego z jakiegoś powodu.

- Stało się coś? – Zagadnęłam go cicho. Spojrzał na mnie w dziwny sposób.

- Nic, nic tylko… Raczej nie spodobają Ci się dzisiejsze zajęcia. Dzisiejsze i kilka następnych tak samo.

- Dlaczego tak uważasz Adasiu? – Wtrąciła się Olka. Specjalnie użyła nieznoszonego przez Adama zdrobnienia chcąc go sprowokować nie wiadomo do czego. Daniel zgarbił się na swoim miejscu, opierając głowę na dłoni.

- W tym tygodniu będziemy rysować ołówkiem.

- Przecież ja lubię rysować ołówkiem. – Stwierdziłam zbita z tropu.

- tak wiemy, ale nie spodoba Ci się fakt CO będziemy rysować. – Odparł Daniel.

- Czy raczej KOGO. – Dodał Adam patrząc na mnie.

- Dlaczego?

- Zobaczysz…

Nie pytając o nic więcej zaczęłam jeść kanapki. Nie rozumiałam o co chodzi tym dwóm. Zazwyczaj nie byli tacy tajemniczy i mówili wszystko, nawet jeśli to nie było miłe dla mnie czy Oli. Po zjedzeniu tego co nam chłopaki kupili, wszyscy razem udaliśmy się do Sali od zajęć praktycznych. Każde z nas zajęło swoje miejsce. Po mojej lewej siedziała Olka, po prawej Daniel, a naprzeciwko mnie na drugim końcu podestu zajmującego środek Sali, siedział Adam. Skupiłam się na przygotowaniu ołówków do pracy. Ostrzyłam je od czasu do czasu, zerkając w stronę Adama albo Daniela. Sala powoli wypełniała się innymi uczniami.

- Cześć Alicja. – Usłyszałam za sobą sztucznie miły głos. Nie musiałam się odwracać, żeby wiedzieć do kogo należy.

- Witaj Daria. – Odparłam chłodno, nie przestając układać ołówków zgodnie z ich miękkością.

- Nie mogę się doczekać zobaczenia Twojej miny, gdy się dowiesz, Kto nam dziś będzie pozował. – Jej głos tak ociekał słodyczą, że aż mnie zemdliło.

- Jestem pewna, że w ogóle się tym nie przejmę. – Stwierdziłam zwięźle.

- Zobaczymy. – Mówiąc to, poszła usiąść na swoje miejsce z drugiej strony sali obok Adama. Udając, że nie obchodzi mnie kto też będzie modelem, wzięłam szkicownik z torby i zaczęłam szybko kreślić szkic obrazu z mojego snu. Grube drzewa, smugi światła wśród ciemności i zarys chłopaka. Nasza profesorka weszła do Sali w momencie gdy kciukiem rozcierałam ołówek nadając głębie cieniom między drzewami.

- Wszyscy już są na swoich miejscach? Świetnie. Postanowiłam, iż dziś i przez następny tydzień w trakcie zajęć praktycznych będzie wam pozował model, który sam osobiście się zgłosił do tego zadania.  Obowiązującym tematem prac będzie „ Piękno ludzkiego ciała”, a co za tym idzie, wasz model będzie pozował nago.

Klasa jak na komendę ożyła. Dziewczęta zaczęły popiskiwać i wzdychać, a chłopaki jęczeć z niezadowolenia.  Spojrzałam na Adama. Wpatrywał się we mnie ze smutkiem w oczach, jakby chciał mi tym przekazać, że mi współczuje.

- Cisza, cisza kochani. – Fuknęła na nas profesorka.  – Wejdź Dorianie.

Drzwi do Sali się otworzyły i do środka wszedł nie kto inny jak Dorian, chłopak w którym niegdyś się kochałam i który wykorzystał mnie po czym odprawił z kwitkiem. Na jego widok mnie zmroziło. Od czasu tamtego zdarzenia gdy wraz ze swoimi kolegami po pijaku dopadł mnie w ciemnym zaułku, nie widziałam go ani razu. Oczywiście wieść o tym co się stało rozniosła się po szkole lotem błyskawicy, a Dorian został wywalony ze szkoły. Nigdy nie usłyszałam przeprosin  z jego strony, z resztą się ich nie spodziewałam. Był to zapatrzony w siebie dupek, który nic nie robił poza chwaleniem się kasą własnego ojca i zapraszaniem panienek do rodzinnego klubu nocnego.  Teraz rozumiałam co mieli na myśli chłopacy w trakcie przerwy w bufecie. Byłam przerażona widokiem Doriana, który jakby nigdy nic wszedł na podest ubrany tylko w czarny szlafrok do kolan.

- Dorianie jesteś gotowy?

- Oczywiście pani profesor. – Stwierdził tym swoim głębokim, melodyjnym głosem. Moim ciałem wstrząsnął dreszcz obrzydzenia i strachu. Miałam ochotę objąć się ramionami i ukryć w ciemnym kącie z dala od niego.  Jakby wyczuwając moje spojrzenie, odwrócił się w moją stronę, a jego usta wykrzywiły się w kpiarskim uśmieszku. Jednym ruchem zrzucił z siebie szlafrok i stał przed wszystkimi zupełnie nagi. Siłą woli powstrzymałam się od ucieczki z Sali. Nie odrywając ode mnie oczu, rozłożył się wygodnie na szlafroku jak na kocu. Głowę oparł na jednej ręce, drugą zwieszając luźno wzdłuż boku.

- Al w porządku? Jesteś biała jak ściana… - Szepnęła Olka. Spojrzałam na nią i o mało się nie rozpłakałam. Z trudem posłałam jej słaby uśmiech.

- w porządku. Dam sobie radę. – Widziałam, że Olka mi nie uwierzyła. Daniel pochylił się w moją stronę i kładąc mi dłoń na ramieniu szepnął do ucha.

- Jedno słowo, a zabiorę Cię z tej Sali. Możesz się wytłumaczyć, że źle się czujesz i musisz iść do pielęgniarki. Ala. Nie katuj się jego widokiem.

- Nic mi nie będzie Daniel. – Odparłam również szeptem. – Przecież mogę go w każdej chwili spotkać na ulicy prawda? Poradzę sobie, nie martwicie się.

- Jak uważasz, ale pamiętaj. Jedno słowo i znikamy stąd.

Kiwnęłam tylko głową. Pani Błaszczyk dała nam znak i zaczęliśmy pracować. Ręce trzęsły mi się jakbym dostała ataku padaczki, przez co rysowanie szło mi tragicznie. Sama obecność Doriana była dla mnie katorgą, a do tego jeszcze ciągle się we mnie wpatrywał z tym kpiarskim uśmieszkiem na twarzy. Przed oczami stanął mi obraz z tamtej nocy. Wracałam do domu z kina, gdy w pewnym momencie ktoś mnie złapał i wciągnął w jeden z licznych zaułków między budynkami. Zostałam brutalnie przyciśnięta do zimnej,  kamiennej ściany, nadal mokrej po niedawnej ulewie. W uszy wdarł mi się okropny śmiech kilku osób.

- Patrzcie, patrzcie kogo my tu mamy. – Otworzyłam oczy i ujrzałam przed sobą twarz Doriana i jego trzech kolegów których nawet nie znałam. Dorian wpatrywał się we mnie swoimi czarnymi oczami, w których widać było błysk upojenia alkoholowego i nie tylko. Pachniał mydłem i czymś słodkawym.

- Dorian? Co Ty robisz? – Wykrztusiłam z siebie, nie mogąc uwierzyć w to co się dzieje.

- A jak myślisz? Zabawiam się.

Jego koledzy znów wybuchli gromkim śmiechem.

- Puść mnie. Jesteś pijany.  – Próbowałam się wyrwać, ale tylko mocniej ścisnął mi nadgarstki i przycisnął do muru.

- Zamknij się! Zabawimy się troszkę, co Alicja? Przecież wiem jak na bardzo ci się podobam. Założę się, że nie raz śniłaś o mnie, jak TO robimy.

- Dorian proszę puść mnie. To boli. – Byłam coraz bardziej przerażona. W jego oczach błysnął obłęd. Zaczął się histerycznie śmiać.

- Spokojnie, nic Ci nie zrobimy. Zabawimy się tylko.

Potem był już tylko mój rozpaczliwy krzyk i śmiech chłopaków, ich dłonie na moim ciele, ból i łzy. Nie wiedziałam ile czasu minęło, ile godzin trwały te tortury, a nikt nie przyszedł mi na pomoc. Bym nie mogła uciec, Dorian przywiązał moje ręce do metalowego pręta wystającego ze ściany. Po wszystkim rozwiązał sznur, uwalniając mnie. Upadłam na zimny beton i po prostu leżałam, będąc zbyt obolałą żeby się ruszyć. Bolało mnie całe ciało, czułam coś ciepłego ściekającego po moich nadgarstkach i dalej po ramionach. Potem się dowiedziałam, że była to krew z ran od sznura. W końcu ktoś mnie znalazł. Została wezwana policja i karetka. Jak przez mgłę pamiętam drogę do szpitala i trzy dniowy pobyt na Sali. Gdy w końcu wróciłam do szkoły, Olka powiedziała mi, że Dorian został wywalony ze szkoły przez to co mi zrobił i, że niestety już cała szkoła wie o tym wydarzeniu. Następne tygodnie były dla mnie prawie taką torturą jak tamten wieczór. Wszyscy się na mnie gapili, szeptali coś do siebie gdy mijałam ich na korytarzach. Olka wraz z Danielem i Adamem byli dla mnie jedynym wsparciem w szkole i pomogli mi to wszystko przeżyć.  Po prawie dwóch miesiącach od tego wydarzenia sądziłam, że w końcu poradziłam sobie z tym wszystkim. Jednak dzisiejsze zetknięcie się z Dorianem rozwiało moje przypuszczenia. Bałam się go tak samo mocno co wtedy. W końcu nie wytrzymałam. Podniosłam się z miejsca i na miękkich nogach podeszłam do biurka profesorki.

- Proszę pani… Mogę wyjść? Bardzo źle się czuję… - Nauczycielka spojrzała na mnie uważnie.

- Co się dzieje Alicjo? Jesteś bardzo blada i roztrzęsiona… Och! – Zakryła usta dłonią najwyraźniej  odkrywając powód mojego marnego samopoczucia. – Bardzo Cię przepraszam moje dziecko. Oczywiście możesz wyjść z Sali, usprawiedliwię Ci Twoją nieobecność.

- Dziękuję… - Odparłam słabym głosem. Wróciłam na swoje miejsce po torbę i ruszyłam ku wyjściu z Sali.

- Ola proszę idź z Alicją i zajmij się nią. – Usłyszałam za plecami głos profesorki.

- Oczywiście.

Po chwili koło mnie pojawiła się Olka

- Choć… - Szepnęła. Objęła mnie ramieniem i wyprowadziła z Sali wprost na parking, gdzie posadziła mnie na jednej z ławek pod wiszącą wierzbą. Usiadłszy obok, przytuliła mnie do siebie. W tym momencie wszystkie tamy puściły i zalałam się łzami. Szlochałam drżąc spazmatycznie, a Olka głaskała mnie po plechach i szeptała uspakajające słowa. 

- Pani Błaszczyk to kretynka. – Moja przyjaciółka zaczęła się pieklić gdy tylko się trochę uspokoiłam. – Doskonale wie co się między wami stało, a mimo to przyjęła jego propozycję do pozowania na zajęciach, na które uczęszczasz! To szczyt wszystkiego, tak Cię katować!

- Spokojnie Olka, na pewno nie chciała nic złego. Pewnie po prostu się zapomniała, to wszystko.

- To nie wytłumaczenie! – Ola była po prostu wściekła. Przyszło mi do głowy, że gdyby mogła to osobiście powiesiła by nasza profesor i Doriana na jednym drzewie.  Gdy zadzwonił ostatni dzwonek ze szkoły zaczął wypływać potok młodzieży idącej  w stronę parkingu. Starsze roczniki wsiadały do swoich aut i odjeżdżały, a młodsze dreptały na przystanki autobusowe. Po paru minutach ze szkoły wybiegli chłopaki.

- Jak się czujesz? – Spytał się Adam jak tylko dotarli do nas.

- W porządku. – Odparłam, posyłając mu delikatny uśmiech.

- Choć, odprowadzimy Cię do domu.

- Co? Przecież to zupełnie  wam nie po drodze!

- Co z tego? Nie zostawimy Cię tak samej. – Obruszył się Daniel co od razu potwierdziła pozostała dwójka. W oczach znów zebrały mi się gorące łzy.

- Jesteście niesamowici… - Zaskomlałam cicho. Moi przyjaciele uśmiechnęli się tylko. Wszyscy razem ruszyliśmy w stronę mojego domu. Po drodze chłopaki opowiadali dowcipy, żeby mnie rozśmieszyć, a Olka złapała mnie pod ramię udając idealnego dżentelmena. Robili wszystko żebym tylko poczuła się lepiej, za co byłam im z całego serca wdzięczna. Gdy dotarliśmy do domu, pożegnałam każdego z nich serdecznym uściskiem, po czym weszłam do środka. W domu przywitała mnie mama.

- Jak było w szkole?

- Dobrze. – Odparłam zdejmując płaszcz i wieszając go na jednym z licznych wieszaków.

- Chyba wcale nie tak dobrze jakbym chciała.

Mama przyjrzała mi się uważnie.

- To nic takiego, serio. – Zapewniłam ją. – Co dziś na obiad?

- To co lubisz, kurczak po chińsku. Przygotuj swój komplet pałeczek. – Posłała mi ciepły uśmiech i zniknęła w kuchni. Poszłam na górę do swojego pokoju gdzie włączyłam muzykę i rzuciłam się na łóżko. Mój pokój był niewielki. Ściany pomalowane na ciepłą brzoskwinię, podłoga przykryta dużym,  puszystym dywanem o beżowej barwie. Naprzeciwko wejścia do pokoju znajdowało się duże okno i wejście na mały balkonik. Po lewej stronie stało łóżko, szafa i komoda z ubraniami, a po prawej biurko i dwa regały pełne książek. Nad biurkiem wisiało kilka półek na których miałam między innymi małą czarną wieżę z której właśnie leciała muzyka i stos płyt muzycznych, większość nagranych własnoręcznie.  To była moja osobista oaza, jedyne miejsce w którym czułam się naprawdę bezpiecznie. Wstałam z łóżka i wyszłam na balkonik. Przede mną rozciągał się widok na pobliski las i wąski fragment rzeki. Wiele godzin potrafiłam tu siedzieć, na barierce ze szkicownikiem w ręku i rysować widoki jakie miałam. Co dzień wszystko wyglądało inaczej, światło inaczej padało, drzewa inaczej falowały poruszane wiatrem.  Kochałam uwieczniać te malutkie, na pozór nic nie znaczące, zmiany na kolejnych stronach szkicownika. Miałam ich kilka, każdy wypełniony rysunkami natury, ludzi, czy postaci z Anime.  Nagle poczułam jak coś wilgotnego i miękkiego zarazem ociera się o moją dłoń. Spojrzałam w dół i spostrzegłam Aris, machającą ogonem.

- Witaj księżniczko. – Przykucnęłam przy labladorce i wtuliłam twarz w jej mięciutkie futerko na karku. Aris była prezentem na moje szesnaste urodziny od moich przyjaciół. Od początku ta mała rozrabiara podbiła moje serce i stos zniszczonych rzeczy nie mógł tego zmienić.  Usiadłam na ceramicznych płytkach, którymi był wyłożony balkonik, a moje labladorka położyła się obok mnie, kładąc swój wielki łeb na moich kolanach. Tak siedzącą i głaszczącą Arise zastała mnie mama.

- Kochanie, obiad gotowy. – Podeszła do mnie i przykucnęła. – Dlaczego płaczesz?

Teraz dopiero zorientowałam się, że faktycznie płaczę. Policzki były mokre od słonych łez.

To nic takiego mamo… - Zaczęłam drżącym głosem, który wnet przerodził się w głuchy szloch. – Po prostu… Dziś na zajęciach praktycznych modelem był Dorian… On… Do końca tygodnia będzie nam pozował…

Mama bez słowa objęła mnie i przytuliła mocno do siebie, a ja płakałam jak małe dziecko.

- Ciii kochanie, już dobrze. Nie płacz. Choć zjeść obiad. Wszystko się ułoży, zobaczysz. – Odgarnęła mi kosmyk włosów z twarzy, uśmiechając się ciepło.  – Jesteś silną dziewczynką, poradzisz sobie z tym wszystkim. Jestem tego pewna. Twoi przyjaciele też Ci pomogą prawda?

- Prawda. Już dziś mi pomogli. – Odparłam ocierając dłonią łzy z policzków.

- No widzisz. Choć bo będzie zimne. – Wstałam z podłogi i ruszyłam za mamą w stronę schodów, a potem dalej do jadalni, gdzie na stole stały już przygotowane porcje. Jadłyśmy w milczeniu dopóki nie przyszedł tata. Gdy już mama podała mu obiad, wszyscy razem rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. 

 

Po obiedzie zniknęłam w swoim pokoju, tłumacząc się rodzicom, że dużo nam zadali w szkole. Podczas rozwiązywania zawiłych zadań z trygonometrii, zadzwoniła moja przyjaciółka.

- cześć Olka co jest?

- Koniecznie musimy się teraz zobaczyć! – Głos Olki był o kilka oktaw wyższy niż zazwyczaj. Odłożyłam długopis na zeszyt.

- Co się stało?

- Chodzi o Daniela.

- Za dwadzieścia minut w parku. – Rozłączyłam się i, ubierając się w pośpiechu, gorączkowo rozmyślałam co się stało., Głos Olki nie brzmiał na załamany, więc raczej nie było to coś złego.

Zbiegłam do kuchni gdzie zastałam moja mamę, stojącą przy zlewie i myjącą naczynia.

- Mamo wychodzę, będę po dziesiątej.

- Dobrze, ale uważaj na siebie. – Posłała mi całusa.

Zamknęłam za sobą drzwi od domu i puściłam się biegiem w stronę lasu.

 

Brak komentarza 28 Listopada 2014 o godz. 05:25

Czarna Róża I

Komentarze 0

Tego Artykułu jeszcze nikt nie skomentował

Wyświetleń: 73