Oneshot - Czarna owca i płatek kwitnącej wiśni

Nie należę do osób łatwych. Kiedyś pewna dziewczyna powiedziała mi, że jeżeli miałaby wybrać pomiędzy dogadaniem się ze mną a ugłaskaniem zbyt rozpieszczonego kota, z całą pewnością wybrałaby rozpieszczonego kota. Dlaczego?

– Kot jest uparty, ale za jedzenie da się przekonać do wszystkiego. – oceniła, obrzucając mnie jednoznacznym spojrzeniem. – Ty za to należysz do całkiem innej ligi. Uparty jak osioł, nawet za górę złota nie zmienisz zdania.

– Uhm. – przytaknąłem. Mówiła prawdę. Jestem uparty, nieprzystępny i do tego mało otwarty na innych ludzi. Moje opinie są oryginalne i nieszablonowe, jednak jeżeli już coś sobie wmówię, potrafię trzymać się tego choćby dla samej zasady. Często przez takie zachowanie wpadam w kłopoty, nie potrafiąc choć raz sięgnąć po rozum do głowy i łaskawie zgodzić się ze zdaniem innych. Po prostu, nie lubię owczego pędu. Pewnie zapytacie się „o co chodzi z tym owczym pędem?”. Spokojnie, już wyjaśniam. Otóż, ludzie przejawiają dość częstą skłonność do podążania za tłumem. Nie ważne, czy tłum mówi dobrze, czy też bredzi jak potłuczony – w stadzie siła, głoszą slogany, a owce wyłączając swoje mózgi, jak zahipnotyzowane podążają za przywódcą, błogo sądząc, że wszystko będzie w porządku. Nie, nie będzie, historia pokazała to najlepiej. Hitler, Stalin... szły za nimi tłumy i jak te tłumy na tym wyszły? Oczywiście nie uważałem, że podążanie za kimś zawsze jest złe. Nie akceptowałem jedynie faktu, że zazwyczaj w takich wypadkach wyłącza się własne myślenie, zastępując je myśleniem tego kogoś. Mimo to, absolutnie nie brałem siebie za kogoś lepszego. Również jestem owcą, choć stanowczo nieco różniącą się od tych klasycznych, białych, podatnych na wpływy owieczek. Jak to się mówi?

– Czarna owca. – mruknęła, podnosząc smukły palec do góry, akcentując tym samym swoje odkrycie. – Jesteś jak czarna owca w stadzie. Niby podążasz za innymi, jednak jak przychodzi, co do czego, oznajmiasz „nie, ja jednak myślę inaczej” i cały system szlag trafia.

– Czarna owca, podoba mi się. – stwierdziłem. – A gdy już powiem „nie, ja jednak myślę inaczej”, wtedy inne owce pozbawione jakiejkolwiek tolerancji, na przykład biją mnie.

– Niby czym?

– Nie wiem, kopytkami, czy co one tam mają... – rzuciłem bez większego namysłu.

– Prędzej bodą cię małymi różkami. – zaśmiała się.

– Uhm. – przytknąłem. – Tak, więc biją mnie kopytkami i małymi różkami. To nie jest miłe, a wręcz zakrawa o rasizm.

– Myślisz, że biją cię za kolor wełny?

– A nie? – udałem zdziwienie. Klepnęła mnie otwartą dłonią po ramieniu.

– Głupek. – stwierdziła. Miała rację, byłem głupkiem. Czarną owcą w stadzie nieskazitelnie białych owiec.

Mijały miesiące, a ja nadal twardo trzymałem się swojej owczej filozofii. Być może dlatego nam nie wyszło, a nawet na pewno. Kolejny raz twardo złapałem się swoich poglądów, nie potrafiąc uwolnić siebie z pułapki myśli. Przez to nieświadomie odciąłem się od stada, samotnie gubiąc się w gąszczu nieważnych prawd i postanowień.

– Tu nie o to chodzi, że nic do ciebie nie czuję – przerwała na moment, patrząc się gdzieś przed siebie. – po prostu męczy mnie już być samą w tym związku.

– Samą?

– Tak. – przytaknęła. – Mimo to, że jesteśmy razem, nie ma nas... jestem ja i jesteś ty oraz twoje zdanie. Nie ma nas. - powtórzyła.

– Uhm. – mruknąłem, nie mając siły ratować tego, co już i tak zginęło. Dostrzegłem to w jej wzroku. Tak ciepły i kochający, obdarzał mnie już jedynie współczuciem... to był wzrok składany rodzinie zmarłego, zimny i ciepły jednocześnie, jednoznacznie oznajmiający nieunikniony koniec.

W tym roku wiśnie zakwitły już w marcu. Stacje telewizyjne, jak szalone relacjonowały uroczyste hanami, czyniąc z tego tak pozornie prostego zajęcia niemal święto. Nie widziałem w tym magii, a wręcz odczuwałem pewną irytację widząc, jak wszyscy jak na takt lecą do parków i obserwują spadające płatki sakury. Nie rozumiałem tego, co więcej nawet nie próbowałem. Oczywiście wielokrotnie brałem w tym udział, choć głównie za namową dziewczyn lub przyjaciół. W tym roku miałem przynajmniej z tym spokój.

– Zerwanie z dziewczyną czasami przynosi coś dobrego. – mruknąłem pod nosem, otwierając szeroko okno. Mieszkałem na obrzeżach Tokio, więc mój blok otaczała nawet spora zieleń, będąc miłą odmianą dla zabetonowanego świata centrum. Wziąłem do ręki zimne piwo i bez pośpiechu usiadłem przy stole w kuchni. Spokój. Jedynie ciche krzyki i śmiech dzieci przedzierały się przez przestrzeń, dolatując do mnie z pobliskiego parku. Wiśnie zaczęły kwitnąć, zrzucając różowe płatki na ziemię i obsypując stado białych owiec pod drzewami. Owce radośnie pląsały, śpiewały, podskakiwały ciesząc się, choć gdyby zapytać ich „dlaczego, to robią?”, nie potrafiłyby odpowiedzieć. „Pląsamy, bo wszyscy inni pląsają?” powie pierwsza owca. „Nie, bo spadają płatki.” oznajmi druga. „Gadasz głupoty” stwierdzi trzecia „to taka tradycja”. I tak w kółko. Westchnąłem przeciągle, po czym napiłem się piwa w nadziei, że irytacja świętem hanami odejdzie, pozostawiając jedynie alkoholowe otępienie. Dlaczego muszę być tą czarną owcą? Gdybym tylko miał białą wełnę myśli tak jak inni, nie czułbym się teraz, tak źle. A jednak. – No i już po czymś dobrym. – warknąłem zrezygnowany.

...

Wpatrywałem się tępo w okno, gdy do środka nieśpiesznie wleciał różowy płatek wiśni. Najwyraźniej spadając zabłąkał się gdzieś po drodze i niesiony przez jakiś nad wyraz dowcipny podmuch wiatru, dotarł aż tu z pobliskiego parku. Radośnie zakręcił się w powietrzu, magicznie rozejrzał na boki i po sekundzie tańca w miejscu łaskawie nareszcie zdecydował by ruszyć w moją stronę. Leniwie błądziłem za nim wzrokiem, po prawdzie nie mając nic lepszego do roboty ale i też z czystej ciekawości. Co wybierze za swój cel? Gdzie zakończy podróż? Tyle dróg, tyle możliwości, jednak tor płatka wydawał się skrupulatnie przemyślany. Miał już wybrany cel, teraz jedynie pozostawało mu uparcie do niego dążyć, choćby robił to wbrew innym płatkom. – Znów czarna owca. – westchnąłem. A czego się spodziewałeś? Że jesteś jedyny? Nie żartuj, takich czarnych owiec jest wiele... Jest ich na tyle dużo, by stworzyć swoje własne czarne stado nienawidzone przez stadko tych białych. Wracając do płatka... leciał. Robił to tak samo jak przed sekundą. Płynnie, bez pośpiechu, absolutnie bezstresowo z jasno wymierzonym celem. Po kolejnej sekundzie zaczęło mi się to wydawać dziwne. Dałbym sobie rękę uciąć, że właśnie zmierza w moją stronę. – Co u licha? – wymamrotałem, niemal robiąc zeza, by podążyć wzrokiem za płatkiem, który właśnie z jakiś powodów lądował na moim czole. Zmarszczyłem z niezadowolenia brwi. Jeszcze tego mi brakowało. Wstałem, podszedłem do lustra w przedpokoju i przyjrzałem się sobie. Zwykła czarna owca, zwykły ja, zwykłe czoło i zwykły płatek wiśni na nim. Wpatrywałem się w niego ze złością. Wyglądał jakby drwił ze mnie. Coś w stylu „Nie przyszła góra do Mahometa, Mahomet przyszedł do góry”. Nie poszedłem na hanami, hanami przyszło o zgrozo do mnie i wylądowało na moim czole. – To głupie. – tchnąłem, po czym podniosłem do góry dłoń, by zdjąć płatek.

– Posłuchaj... – spojrzałem na niego gniewnym wzrokiem.

– Najpierw zdejmij tę głupią czapkę. – wskazał na moją głowę.

– Jakbyś się łaskawie zamknął i dał mi dokończyć... – warknąłem.

– Więc mówisz, że płatek wiśni wylądował na twoim czole.

– Uhm. – przytaknąłem. – I teraz nie chce z niego zejść.

– Uparty płatek. – zażartował, jednak mi wcale nie było do śmiechu. Miałem ochotę wrzeszczeć.

– Nawet mnie nie denerwuj. – zdjąłem pośpiesznie czapkę i odchyliłem grzywkę do góry. – Patrz! – nakazałem, a on nadal chichocząc pod nosem nachylił się nade mną.

– Fakt, coś masz na czole.

– Nie coś, tylko płatek wiśni. – sprostowałem.

– I nie możesz go zdjąć?

– Uhm, już ci to mówiłem. – miałem go dość. Po prawdzie gdy tylko przekroczyłem próg baru, od razu pożałowałem swojej decyzji, jednak był on moim jedynym przyjacielem. Cierpliwie znosił moje owcze poglądy zabarwione czernią, tak więc automatycznie był również jedyną osobą, której mogłem się poradzić. Podniósł do góry dłoń, po czym delikatnie spróbował usunąć płatek.

– Nie schodzi. – odparł odkrywczo, jakby to, co mówiłem wcześniej nie było wystarczająco wiarygodne.

– I co o tym myślisz?

– Wygląda jak znamię, ale jakie znamię pojawia się tak nagle?

– Jakie znamię robi się z płatka wiśni?

– Są dwie opcje. – wymamrotał. – Zwariowałeś, a skoro tak, to i ja, co wcale mi się nie podoba, albo po prostu masz jakąś alergię na płatki wiśni.

– Alergię?

– Tak. Płatek dotknął skóry i dostałeś wysypki.

– Przed chwilą mówiłeś, że wygląda to jak znamię. – warknąłem, coraz bardziej zirytowany.

– A co ja lekarz? Właśnie, lekarz.

– Uhm. O tym samym pomyślałem. – wysapałem z bezsilnością, następnie dopiłem piwo. I tak czarna owca z płatkiem wiśni na czole poszła do lekarza.

– Niecodzienna sprawa. – oszacował lekarz. Miałem wrażenie, że dowiem się od niego niewiele więcej niż od mojego przyjaciela, jednak nic innego mi nie pozostało. Postanowiłem nie mówić lekarzowi, że znamię powstało z płatka wiśni. Zapewne od razu wysłałby mnie do psychiatry, a tego bym nie zniósł. Wspomniałem mu jedynie, że znamię pojawiło się z dnia na dzień i to jest moim problemem. Proste i nieskomplikowane.

– Niezaprzeczalnie niecodzienna sprawa.

– Nic pana nie bolało?

– Nic.

– Nic pana tam nie ugryzło?

– Nic.

– A może miał pan je już od dawna, tylko pan go po prostu nie zauważył? – spytał z powagą. Miałem ochotę krzyczeć.

– Ja już chyba pójdę. – oznajmiłem, mając dość tego bezsensownego przesłuchania. Czarna owca zrezygnowana ruszyła w stronę domu. Sama.

Ulice ciągnęły się w nieskończoność. Tłoczne, nadmiernie oświetlone, sprawiające, że mój i tak już podły humor spowodowany płatkiem wiśni ciągle spadał. Nie mogłem zrozumieć, dlaczego mnie to spotkało. Płatek zamieniający się w znamię, którego nawet lekarz nie jest w stanie wyleczyć, to dość niecodzienna sprawa. Czułem jakbym poruszał się we mgle, zanurzony w białej, puchowej chmurze nierealności i dziwności. Im bardziej odpychałem od siebie chmurę, tym bardziej przyczepiała się do mojej czarnej sierści, chcąc udawać normalność, jakiej pozornie nigdy nie mogłem osiągnąć. Jestem czarną owcą z płatkiem kwitnącej wiśni na czole i nie potrafię nic z tym zrobić. Miałem nieprzyjemne wrażenie, że tracę kontrolę nad własnym owczym życiem. Biała chmura otacza mnie bez pozwolenia, wplata się w sierść, po pewnym czasie nawet powoli przykrywa czerń, przyprószając ją uległą bielą. Czy stanę cię częścią stada, udając białą owcę? Czy to jest w ogóle możliwe? Nie. Udawanie nigdy nie będzie „byciem”, a czarna owca w przebraniu nigdy nie będzie biała. To prosta zasada, jednak czułem niezachwianą pewność, co do jej słuszności. Nic się nie zmieni, po prostu będę musiał odegnać kopytkami białą chmurę oraz odważnie podnieść głowę z rogami, by po chwili dumnie kroczyć przed siebie z wysoko podniesionym czole, na którym widniało znamię w kształcie płatka wiśni. Tak. Mój mózg już powoli zaczął przyzwyczajać się do tego faktu, magicznie zamieniając poważny problem w ten bardziej akceptowalny. To nie płatek, który zamienił się w znamię, to znamię, które przypomina płatek i tyle. Proste. Myśli zwalniały, grzęzły w bieli, choć przecież uznałem, że udawanie jest nie na miejscu. Czy aby na pewno? Biel powoli ale za to zachłannie zaczęła pokrywać moje ciało. Począwszy od palców u stóp, po czym nieśpiesznie, jakby od niechcenia wślizgiwała się centymetr po centymetrze na resztę ciała. Nogi, biodra, brzuch, piersi, ręce, szyja, głowa... jeśli dojdzie do mózgu stanę się pełnoprawną białą owcą. Będę posiadał schematyczne poglądy, a gdy zajdzie potrzeba radośnie pognam za stadem nawet nie pytając się „dlaczego?”. Stracę swoją czarną unikalność, na rzecz bycia akceptowanym przez innych. Czy to o to chodzi? Czy to właśnie tego potrzebuję? Akceptacji? Będąc czarną owcą, każdy podchodził do mnie z rezerwą i na dystans, jakbym był bombą z zapalnikiem dotykowym. Jeżeli ktoś się za blisko zbliży, podzieli pogląd lub nawet jedynie posłucha, co mam do powiedzenia... Bum! Bomba wybuchnie oblewając białe owieczki czarną farbą i zarażając ich chorobą zwaną „własnym zdaniem”. Wtedy byłyby zmuszone do myślenia, decydowania i wypowiadania się za samego siebie, co tylko w teorii jest łatwe. Przecież wygodniej jest przyjąć czyjeś poglądy... pod nosem burczymy, że to to jest w nich złego, a tamto wcale nie lepsze, jednak mimo to nadal je wyznajemy, bojąc się ukształtować coś własnego. Jeżeli moje futro wraz z mózgiem zabarwi się bielą, to nareszcie zacznę pasować do innych. Ustawię się w rządku innych białych owieczek, wraz z nimi zabeczę w takt myśli przewodnika, po czym radośnie i bez sprzeciwu będę robić to, co inni.

Ulica zaczęła mnie pochłaniać. Prawie już całkiem biały, płynąłem wraz z tłumem, święcie przekonany, że tak będzie lepiej. Poddałem się. Czarna owca umierała, ustępując miejsca białej. Teraz to ona wiodła prym, choć pozostał w niej jeszcze jakiś pierwiastek czerni. Był nikły i zamierał z każdym kolejnym krokiem, wręcz czułem wielkie odliczanie do końca mojej czarności. Trzy, dwa, jeden.... BACH!

– Nic ci nie jest? Naprawdę powinnam być bardziej uważna! – kobiecy głos dobiegł do mnie, wyraźnie przebijając się przez natrętny gwar ulicy. Jak jakieś małe dziecko padłem na tyłek, potrącony przez kobietę. Owca sięgnęła dna.

– Wszystko w porządku. – wymamrotałem, wstając powoli do pionu. Przechodnie zerkali na nas ukradkiem, bojąc się zatrzymać wzrok na dłużej i wybić się ze swego owczego pędu. Nie pasowaliśmy do nich i to ich odstraszało.

– Daj spokój, padłeś jak długi. Pomogę ci... – nachyliła się nade mną, choć wcale tego nie chciałem. Przecież ona zaraz zburzy moją dopiero co uzyskaną biel, co mnie przerażało. Bałem się, że inne owce znów przestaną mnie akceptować.

– Nie trzeba, dam sobie...

– Co to jest? – spytała, jednoznacznie patrząc mi na czoło.

– Znamię. – bąknąłem.

– Kłamiesz. – rzuciła od niechcenia, po czym najzwyczajniej w świcie wyciągnęła dłoń i chwyciła w zgrabne palce płatek wiśni. – Widzisz? Pewnie, jak byłeś na hanami, jakiś zabłąkany płatek przylepił ci się do czoła.

– Co? – nie wierzyłem własnym oczom. Ona naprawdę go zdjęła. Znamię o kształcie płatka, znów powróciło do płatka z którego powstało znamię.

– Park, wiśnie, mnóstwo ludzi, którzy cieszą się nie wiadomo z czego... – wyjaśniła.

– Wiem, co to hanami. – mruknąłem. – Chodzi o to, że...

– Że? – spojrzała na mnie swoim czarnym wzrokiem i to w zupełności wystarczyło. Czerń powoli ponownie zalała moje ciało, z niemałym zadowoleniem barwiąc fałszywą biel. Futro powracało do poprzedniego stanu, a mózg nareszcie funkcjonował, jak mózg owcy – czarnej owcy, co sprawiło mi nie małą przyjemność. Potrzebowałem tego i nawet sam nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo chciałem mieć własne zdanie. Nagle potrzeba akceptacji odpłynęła w nicość, przyćmiona czernią jej oczu... to wystarczyło. Westchnąłem przeciągle upojony tą chwilą. – Jestem nienormalny.

– Nienormalność jest dobra. – uśmiechnęła się, podając mi rękę. – Nienormalność nas określa, nienormalność pozwala na odróżnienie nas od innych i najważniejsze... nienormalność sprawia, że jesteśmy unikalni. Jesteśmy czarną owcą pośród nijakich, białych owiec. – odparła. Miała mnie całego. Wyraźnie to dostrzegłem, wręcz biło to od niej i wcale się tego nie wstydziła. Ona też była czarną owcą.

– Uhm. – przytaknąłem czując, że nareszcie mam wszystko. Akceptacje, własne zdanie i bratnią duszę. Uśmiechnąłem się pod nosem, bardziej do siebie niż do niej, po czym zebrałem się w sobie. – Pójdziemy na drinka?

– Dzięki bogu... z przyjemnością. A już się bałam, że każesz mi iść do parku oglądać wiśnie. Hanami zaczęło przypominać absurd, tracąc swoje piękno.

– Uhm. – poczułem w czarnym ciele ciepło. To jest to. To właśnie jest TO. Jedność...

I tak dwie czarne owce ruszyły przed siebie, pomiędzy stado białych owiec. Dumne, nie zważające na zdanie innych, szczęśliwe i przede wszystkim czarne... owce.

Brak komentarza 9 Grudnia 2014 o godz. 22:32

Oneshot - Czarna owca i płatek kwitnącej wiśni

Komentarze 4

daguska93
daguska93 26 Grudnia 2014 o godz. 23:13

Cieszę się Emoticon :)

Olinek
Olinek 26 Grudnia 2014 o godz. 22:38

Ciekawe Emoticon :) Fajne co tu dużo gadać wciągnęło mnie Emoticon :p

daguska93
daguska93 15 Grudnia 2014 o godz. 18:08

Jestem bardzo wdzięczna za te słowa. Dopiero od niedawna bawię się taką formą, więc każdy pozytywny - a Twój to już w ogóle - komentarz, pcha mnie by pisać dalej. Dziękuje!Emoticon :)

Aju1992
Aju1992 14 Grudnia 2014 o godz. 22:06

Brak mi słów. Chyba najlepsze co do tej pory przeczytałam na tej stronce. Gratuluje pomysłu i wykonania. Świetne!

Wyświetleń: 98