Nocne Łowy 2

"Nocne Łowy" wersja 1.2 z poprawionymi ortografami i małym rozwinięciem zdarzeń. Zachęcam do komentowania bo nie wiem co mam o tym myśleć (niech w końcu napisze "ale zje*ane skończ te męki").

Pogodny bezchmurny poranek. Ptaszki śpiewają. Słońce ogrzewa twarz. Wiosna w koło kwitnie. No po prostu sielanka. Jednak ten piękny krajobraz psuje obraz rozkładającego się ciała rozszarpanego na strzępy w nieludzki sposób.
Przybywszy na miejsce czterdziestoletni posterunkowy Chlipek mało, co nie zwymiotował. Widział w swoim życiu wiele zwłok, ale mimo swojego profesjonalizmu nie mógł znieść woni unoszącej się nad ciałem. Koło ciała stała para, która od razu podbiegła do funkcjonariusza. Ten machinalnie przystąpił do rutynowych czynności. Było to młode małżeństwo z okolicznej wioski. Zapytał parę o personalia i zaczął wstępne przesłuchanie.
-To państwo znaleźli ciało?
Zgodnie pokiwali głowami. Kobieta była wyraźnie przerażona.
-I wy wezwaliście policje?
-Tak-odpowiedział mężczyzna.
-Widzieli państwo kogoś w okolicy?
-Nie. Wydaje mi się, że nie było nikogo w pobliżu-z trudem odparła kobieta.
-Dobrze to na razie tyle, ale proszę zgłosić się na komisariat w celu sporządzenia pisemnego zeznania.
Para pożegnała się a posterunkowy podszedł do ciała zakrywając sobie usta chustką.
Ciało było bestialsko rozszarpane a w dodatku brakowało w nim wnętrzności i kawałów mięsa z ud i brzucha. Identyfikacja na tym poziomie śledztwa była niemożliwa, ponieważ ofiara nie miała przy sobie żadnych dokumentów a twarz miała posiekaną na drobne kawałeczki. Chlipek pomyślał, że to sprawka agresywnej watahy psów pałętających się po okolicznym lesie, ale zauważył, że na dłoniach ofiary znajdowały się dziwne symbole a całe ciało było, czymś natarte.
Był to już piąty raz w ciągu dwóch miesięcy. Posterunkowy postanowił, że należy ponaglić komendanta, aby ten poprosił o specjalistów komendy głównej.
Wtem zza pleców usłyszał kobiecy głos.
-Posterunkowy Józef Chlipek?
-Tak.
-Gabriela Cecidit wydział śledczy.-Mówiąc to kobieta pokazała policjantowi odznakę i legitymację.
Chlipek zlustrował ją i stwierdził, że jest strasznie ładna i młoda(tak ze dwadzieścia lat).Miała długie brązowe włosy zaplecione w warkocz opadający jej aż za koniec pleców. Była szczupła, wysportowana. Na oko mierzyła jakieś metr siedemdziesiąt. Ubrana była w białą koszulę, czarną, skórzaną kurtkę ciemne lekko opięte jeans'y i glany z cholewą do wpół łydki.
-Przejmuję sprawę. Opowiedzcie jak to było. A i chce zapoznać się z aktami podobnych spraw.
Krawężnika oburzyło to, że tak młoda osoba mu rozkazuje. Ale gdy tylko chciał jej zwrócić uwagę obdarzyła go spojrzeniem, które zmroziło mu krew w żyłach. W tedy uświadomił sobie, że dziewczyna z pewnością nie jest amatorką.
-No i jak było?-Ponagliła go.
-E.. No szło tędy małżeństwo, zauważyło zwłoki, zadzwoniło po nas, przyjechałem, wstępnie ich przesłuchałem i wtedy przyjechała pani.
-Jacyś inni świadkowie?
-Michalik sprawdza po domach czy nikt niczego nie słyszał czy nie widział.
-A te małżeństwo widziało kogoś w okolicy?
-Twierdzą, że nie, ale mają się zgłosić na posterunek żeby złożyć pisemne zeznania.
-Dobrze będę chciała ich przesłuchać. Dobra robota.-Rzuciła na odchodne i ruszyła w stronę swojego wozu.
Chlipek dopiero teraz zauważył, że pani inspektor poruszała się czarnym Fordem Mustangiem z 1964 roku. Mężczyzna widział raz takiego jak był w Warszawie i od tamtej pory marzył o tym by takiego mieć na własność. Sprawił sobie nawet model tego auta. Nagle z wnętrza pojazdu dobiegł warkot. Ze środka wyskoczył ogromny czarny pies. Bez smyczy czy kagańca i ruszył w stronę ciała a insp. Cecidit szła za nim nieśpiesznym krokiem uważnie obserwując obie strony pobocza. Pies obwąchał gruntownie całe ciało i wrócił do swej pani. Ta w między czasie zauważyła w rowie dziwne zawiniątko. Owym zawiniątkiem był dziwnie wyglądający nóż w zakrwawionej szmacie z doczepioną gałązką rozmarynu.
-Cholera tylko nie znowu oni.-Westchnęła ciężko dziewczyna.-Chlipek do mnie!
Posterunkowy przybiegł na tyle szubko na ile pozwalał mu wielki mięsień piwny.
-Mam podejrzenia, co do sprawców.
-Tak, to wspaniale. A kto to, jeśli można wiedzieć?
-Członkowie pewnej sekty. Składają ofiary z ludzi. Działają na terenie całego kraju. Znaleźliśmy już kilka ich kryjówek, ale wciąż nie znaleźliśmy kwatery głównej. Czy kto? Nowy się tu wprowadził albo była tu ostatnio, jaka? Większa wycieczka?
-Nikt nowy się nie wprowadzał a wycieczek to ja tu widzę dziennie ze dwadzieścia. Zazwyczaj to same mieszczuch, które przyjeżdżają rowerami po lesie pojeździć.
-No to trochę sprawę komplikuje. Da się dojechać do lasu tak żeby nikt nie widział?
-No da, tam najczęściej ludzie śmieci wyrzucają.
-Wspaniale! Zamontujemy tam kamerę i podsłuch.
-Ale my niczego takiego nie mamy.
-Ja mam w aucie. Załatwcie wysoką drabinę i kogoś, kto mnie tam zabierze. Niech czeka na mnie na posterunku.
-Tak jest!-Odrzekł Chlipek i zasalutował pokracznie.
-A jeszcze jedno mam dla was zadanie specjalne.
Posterunkowy zdziwił się, że ona jeszcze, czego? Od niego chce.
-Znajdźcie jakiś nocleg z wyżywieniem dla minie i mojego towarzysza. Dobrze zapłacę.
-Ktoś jeszcze przyjedzie?-Zapytał z nutą nadziei w głosie
-Nie, chodzi mi o mojego psa Val'a.-Odparła z uśmiechem.
-A, nie ma problemu.
Mężczyzna uśmiechnął się od ucha do ucha i poszedł dziarskim krokiem w stronę swojego Poloneza.
Gabriela wciąż trzymała w ręku nóż. Był to sztylet do składania ofiar z ludzi. Mógł też służyć do zabijania demonów. Sama miała dwa takie przy sobie. Oba zdobyła podczas swojego pierwszego polowania. Schowała sztylet do plastikowej torby na dowody i ruszyła w stronę wozu, gdy drogę zastąpił jej pies.
-Znalazłeś coś?
-Wyczuwam obecność demona piątego może czwartego stopnia.-Odrzekł pies ze spokojem w głosie.
-Coś jeszcze?
-Jakieś czterdzieści kilometrów z tond może być sukkub.
-Czyli nic nowego. Sukkubem zajmiemy się później na razie jedziemy na komisariat.
Gabriela rozejrzała się i zauważyła, że koroner jeszcze nie nadjechał. Wyciągnęła telefon i wybrała numer do tutejszego komendanta.
-Witam to znowu ja. Dlaczego koroner jeszcze nie nadjechał?
-Jaki koroner? Nikogo takiego nie mamy.
-To, kto orzeka u was zgony?
-Co takiego?!-Oburzył się jakby usłyszał jakieś wielce nieprzyzwoity wulgaryzm.
-Kto u was orzeka, na co ktoś zmarł?
-A...-Zapadła wielce wymowna cisza-nasz doktor wystawia takie papiery.
-Proszę go tu przysłać.
-Po, co?-Obruszył się komendanci na.
-Żeby zabrał ciało i wystawił papierek.
-Ale tak teraz?
-Teraz, teraz. Zanim psy do końca zjedzą tego nieszczęśnika.
-Aha...Jak tak to już wysyłam?
-Dziękuję. Do widzenia.-Gabriela rozłączyła się jak najszybciej.
Ze wszystkich ludzkich cech najbardziej nienawidziła ignorancji i najzwyczajniejszej w? Wiecie głupoty. Miała trochę czasu zanim zjawi się "pan doktor”, więc postanowiła dokładniej przyjrzeć się ciału. Mimo wielu ran i braku pewnych części ciała dało się zauważyć, że to kobieta. Była naga. Gabriela zaklęła w myślach. Dlaczego zawsze muszą składać w ofierze młode kobiety? Niestety znała odpowiedź na to pytanie aż zbyt dobrze.
Obejrzała olej, którym była wysmarowana ofiara. Wilczy smalec z mieszaniną ziół. To oznaczać mogło tylko złe wieści. Ta ofiara była użyta do ceremonii przyzwania demona. Przyglądając się dalej zauważyła coś świecącego w okolicy wyrwanego mostka. Był to srebrny medalion. Czyli jednak demon czwartego stopnia, pomyślała, będzie ciężko. No, ale przy najmniej mam jego medalion. Amatorzy. Zostawić medalion kontroli na pastwę losu. Uśmiechnęła się do siebie w duchu.
-Ktoś nadjeżdża.-Ostrzegł ją Val.
Gabriela wyprostowała się nieśpiesznie i przeciągnęła delikatnie. Przyjrzała się wysiadającemu kierowcy przybyłego pojazdu i stwierdziła, że to musi być "pan doktor”. Miał na sobie biały kitel. Był dość wysoki. Na oko ponad metr osiemdziesiąt. Jakieś dwadzieścia sześć/siedem lat. Był szczupły. Na głowie miał bezładną blond czuprynę. Z twarzy był dość przystojny, ale najbardziej wzrok przykuwały jego intensywnie zielone oczy.
-Witam nazywam się Tomasz Tkacz.-Powiedział mężczyzna wyciągając dłoń.
-Dzień dobry Gabriela Cecidit.-Odparła łowczyni i uścisnęła mu dłoń.
-To pani jest tą tajemniczą, seksowną panią inspektor, o której już wszyscy mówią?-Zapytał z uśmiechem lekarz.
-Tak to ja. Mam jedną uwagę.
-Jaką?
-Nie jest pan za młody na własną praktykę nawet jak na takie zadupie?
-Dostałem tu przydział na pół etatu od razu po studiach. Mieszkam tu jakieś półtora roku. Wuj mi to załatwił.-Odrzekł z uśmiechem od ucha do ucha.- A pani nie jest za młoda na bycie panią inspektor?
-Nie.-Ucięła krótko.-Oto ciało, po które pan przyjechał.-Mówiąc to wskazała dłonią przydrożny rów.
Mężczyzna podszedł i zaniemówił z wrażenia.
-O mój Boże, co za zwierzę to zrobiło?-Zapytał z przerażeniem w oczach.
-Człowiek, najgorszy za wszystkich drapieżców.
-Naprawdę?
Gabriela pokiwała głową.
-Ma pan nosze i worek na zwłoki?-Wyrwała go z zadumy.
-Tak...Tak już przynoszę.
-Pomóc?
-Jeśli by pani mogła to bym się nie pogniewał.
Podeszli do karetki wyciągnęli z niej składane nosze pamiętające chyba jeszcze czasy II-giej wojny światowej i worek na zwłoki. Podeszli do ciała, wsadzili je najpierw do worka a potem całość zapakowali na nosze i wrócili do karetki.
-Dziękuję za pomoc. Wszystkie informacje o sekcji przekażemy przez posterunkowego Chlipkę.
-Dziękuję. Do zobaczenia.-Odparła z uśmiechem.
Val ponownie dał znak o swojej obecności ocierając się o nogę Gabrieli.
-Co jest.
-Wyczuwam coś w miejscu, w którym leżało ciało.
Podeszli a tam coś dziwnie skrzyło się. Cholera. Dziewczyna biegiem ruszyła w stronę zawracającej karetki.
-WYSIADAJ!-Wykrzyczała.
Tkacz popatrzył na nią osłupiały. Dziewczyna w mgnieniu oka dopadła do drzwi ambulansu i siłą wyciągnęła lekarza na zewnątrz. Dzięki Bogu, że nie zapiął jeszcze pasów. Ledwie zaciągnęła go za swojego mustanga, gdy karetka eksplodowała.
-Kurwa, co to było!-Wykrzyknął zdumiony mężczyzna.
-Bomba, granat, kto to wie. Najwyraźniej ten, kto zabił tę kobietę nie chciał, aby ktokolwiek ją znalazł w "całości".-Łowczyni odparła ze spokojem.
Lekarz gapił się na nią wybałuszonymi oczami. Na początku nie wiedziała, o co mu chodzi, ale gdy próbowała wstać zrozumiała, dlaczego się tak gapił. Miała część blachy z karoserii wbity w tylną stronę uda. Odłamek nie był duży i rana nie była głęboka, ale dzielny młodzian zaczął zdejmować swój T-shirt obnażając jednoczenie swoje mięśnie.
-Nie trzeba. W aucie mam apteczkę.-Uspokoiła go, po czym wstała opierając się o maskę samochodu i podeszła do drzwi od strony pasażera.
Z tylnej kanapy wzięła pokaźnych rozmiarów apteczkę i podała ją oniemiałemu lekarzowi. Ten wziął ją i dalej stał z otwartymi ustami. Wyglądał nieco komicznie, ale Gabriela zaczęła czuć ból.
-Bierz się do roboty. -Ponagliła go.
-Tak tak...Ma tu pani prywatną przenośną klinikę-zażartował.
-Muszę.-Odparła obojętnym głosem
Tkacz otrząsnął się i przystąpił do akcji ratowniczej. W czasie, kiedy ją opatrywał Gabriela zadzwoniła po straż pożarną i na komisariat do posterunkowego Chlipki. Opowiedziała mu o zaistniałej przed chwilą sytuacji i uspokoiła go, że nikomu nic się nie stało.
-Wybacz, ale musiałem rozpruć twoje spodnie.-Powiedział z uśmiechem Tomasz.- Mogę zrobić ci krótkie spodenki.-Dodał z jeszcze większym uśmiechem bawiąc się nożyczkami.
-Poproszę.-Odparła rozbawiona całą sytuacją Gabriela.- Tylko żeby nogawki były równe.


Gdy pojawiła się na posterunku wprawiła wszystkich tam obecnych w stan osłupienia. Sama z resztą stwierdziła że wyglądała raczej śmiesznie w krótkich spodenkach z krzywymi nogawkami, z resztą ledwo zakrywających jej pośladki(Tomasz bardzo się starał aby były jak naj krótsze),i skarpetkach wyglądających jej zza glanów. Jednak to nie to było powodem zadziwienia gawiedzi. Wszyscy byli zdumieni i zaciekawieni bandażem na jej prawej nodze. Gabriela zauważyła ukradkowe spojrzenia i wyjaśniła wszem i wobec że jest to stara rozdrażniona rana.
Po tych wytłumaczeniach skierowała się do biurka posterunkowego Chlipki. Ten już czekał na nią z niewielką stertą teczek.
-Proszę to akta podobnych spraw, o które pani prosiła.-Rzekł usłużnie-Co do noclegu to moja żona zgodziła się was gościć w naszym domu.
-Wspaniale. To wszystko czy o czymś zapomniałam?-Spytała popadając w lekką zadumę.
-Znalazłem też ochotnika z drabiną.
-Drabinę wezmę a ochotnikowi podziękuję obecny tu pan doktor obiecał, że mnie tam zabierze.-Odpowiedziała beznamiętny tonem przeglądając pobieżnie akta.
-Ale...-Zaczął, ale zaraz umilkł po otrzymaniu dziś drugiego lodowatego spojrzenia. Strasznie chciał się przejechać jej wozem.
-Czy to już wszystko?-Spytała chłodno
-T-tak.-Wyjąkał.
-Znakomicie teraz jadę założyć sprzęt a później przyjadę na przesłuchanie tych dwojga. Powiedzieli, o której będą?
-Bedą po trzeciej-odezwał się Tomasz-pani Birska jest teraz na badaniach, bo zemdlała parę razy.
Gabriela spojrzała na zegarek po swoim ostatnim współpracowniku, który rozstał się z życiem jakiś miesiąc temu. Była jedenasta. Szybko obliczyła, że zdąży założyć podgląd, przejrzeć akta i nawet coś zjeść przed przesłuchaniem. Mimo wszystko to jednak był dobry dzień.
-Chlipek, o której obiad?
Tego pytania posterunkowy się nie spodziewał.
-Yy...No gdzieś w pół do pierwszej.
-Zatem widzimy się na obiedzie. Zaraz przyniosę sprzęt i potrzebuję jednej osoby do pilnowania obrazu z monitoringu w nocy.
-Nie ma problemu. Już wyznaczyłem do tego odpowiednią osobę.
-Świetna robota Chlipek-pochwaliła go-jesteście pierwszą osobą z lokalnych władz, która jest tak dobrze zorganizowana.
Policjant poczuł się wyróżniony i ważny. Patrząc z boku można by zażartować, że urósł o kilka centymetrów i delikatnie się zaczerwienił.


Gabriela nienawidziła, gdy ktoś obcy kierował jej autem, ale dziś nie miała wyjścia. Rana w udzie da-wała jej się we znaki, kiedy dociskała pedał gazu, dlatego gdy jechała na komisariat z Val'em i Tomaszem ten ostatni prowadził. Tak samo było i teraz.
Kiedy w końcu dojechali do ścieżki prowadzącej w głąb lasu kazała Tomaszowi postawić drabinę pod najbliższe drzewo z budką lęgową. Ten od razu usłuchał i szybko wypatrzył poszukiwane drzewo. W tym czasie łowczyni otworzyła tajny schowek swojego bagażnika i wyjęła z niego wkrętarko-wiertarkę, kilka wkrętów i potrzebny sprzęt szpiegowski. W bagażniku oczywiście była również broń różnej maści i rodzaju, ale po za nią były tam również fałszywe dokumenty, półprodukty do stworzenia miotacza ognia i inne takie drobiazgi potrzebne do polowań na demony, upiory oraz pozostałe twory mroku.
Gabriela szybko uporała się z zamontowaniem sprzętu mimo nieustannych ostrzeżeń i gróźb utraty zdrowia wypowiadanych wartkim potokiem przez Tomasza w jej stronę. Upewniła się jeszcze przez krótkofalówkę, że podgląd oraz podsłuch działają na komisariacie i ruszyli z powrotem do wsi.
Łowczyni do pory obiadowej zajmowała się aktami. Kiedy zeszła do kuchni na obiad zauważyła, że przy stole siedzi Tomasz. Nie ukrywała swojego zdumienia, ale szybko wyjaśniono jej, że pan Tomasz często pomaga w polu posterunkowemu w zamian za "przepyszną kuchnię gospodyni".
-A ten pani "pupil" co je?-Spytała Chlipkowa.
-Mam dla niego specjalną karmę w samochodzie, poza tym już jadł. Dziękuję za troskę.-Odrzekła dziewczyna starając się być uprzejma.
Gospodyni tylko odchrząknęła i podała pierwsze danie.
-A co to za rasa-zapytał chłopak nalewając sobie zupę.
-Kundel. Z tego, co wiem to krzyżówka owczarka niemieckiego długowłosego i owczarka francuskiego.-Oczywiście kłamała, bo nie mogła zdradzić, że towarzyszy jej wilkołak. Poza tym i tak by jej nie uwierzyli, a i nie chciała ich straszyć.
Spoglądając na miny swoich rozmówców stwierdziła, że nie mieli pojęcia, o czym mówiła.
-A gdzie pan domu-zagadną Tomasz.
-Siedzi jeszcze na posterunku-odpowiedziała gospodyni i z niewymownym wyrzutem spojrzała Gabrieli prosto w oczy.
-Ja mówiłam mu, że zobaczymy się na obiedzie-szybko wytłumaczyła się dziewczyna-Nie jestem bez serca. I uważam, że najmilej jest spożywać posiłek z bliskimi.
W momencie, kiedy kończyła swój krótki wywód do kuchni wkroczył Chlipek. Żona pośpiesznie nalała mu zupy i zaczęła podawać drugie danie.
-Coś się stało, że pan się spóźnił?-Spytała łowczyni.
-E, nic takiego. Pijaczki awanturowały się pod sklepem i trza było ich postawić do pionu.
Po obfitym obiedzie z deserem Gabriela miała zamiar powrócić do przeglądania akt, ale drogę do pokoju zastąpił jej Tomasz.
-Jak noga?-Zagadnął
-Świetnie.
-Wciąż uważam, że trzeba założyć ci szwy.
-Nic mi nie będzie.-Próbowała go jak najszybciej spławić.
-W twoim aucie widziałem sporo pentagramów. Domyślam się, że nie jesteś tym za kogo się podajesz.
-O czym pan mówi. A poza tym nie przypominam sobie abyśmy przeszli na "ty".-Próbowała uciąć.
Po tych słowach skierowała się prosto do pokoju, ale mężczyzna złapał ją za ramie i nachylił się do jej ucha.
-Chyba wiem gdzie złożyli ofiarę.-Wyszeptał-Mogę cię tam zabrać.
-Tak a co jest ciekawego w tym miejscu i skont mam wiedzieć ze mogę ci zaufać?
-W środku lasu jest kamienny krąg, a obok niego jest właz do podziemi.
Informacja była ciekawa. Klasyczne miejsce przywołań naładowane energią.
-Ile będzie mnie kosztować ta wycieczka?
-Zabierzesz mnie na akcję. Tu jest tak nudno, że żyć się odechciewa. Potrzebuję adrenaliny. Dreszczu emocji.
Nie mogła się nie zgodzić, bo wiedziała, że nikt z miejscowych się nie zgodzi jej tam zabrać. Jeżeli chodzi o miejsca pradawnych kultów i miejscową ludność reguła zawsze była ta sama „trzymać się jak najdalej i nikomu o niczym nie opowiadać, bo to złe miejsca są".
-Dobra umowa stoi. Ale zaprowadzisz mnie tam tuż po zmierzchu.-Odrzekła twardo.
Gdy to mówiła ma twarzy młodego doktora pojawił się ogromny uśmiech. Taki uśmiech widuje się u sześcioletniego dziecka, któremu właśnie podarowało się górę słodyczy. Gabriela zauważyła, że z Tomaszem nie ma żadnego kontaktu i czym prędzej czmychnęła do swojego pokoju.


Był wieczór. Gabriela przygotowywała się do wizyty w pobliskim lesie. Kiedy miała podjechać po Tomasza ten znikąd pojawił się za jej plecami. Przyłapał ją jak chowała dziwny miecz w połach ogromnego płaszcza.
-Używasz dość niekonwencjonalnej broni-spytał z nutą niepokoju w głosie.
Zignorowała go
-Masz. Nie mam pewności, że cały czas w pobliżu będę ja lub Val.-Dodała po chwili podając lekarzowi wodę święconą w małej buteleczce, dziwny nóż i pistolet.
Mężczyzna patrzył osłupiały to na otrzymane przedmioty to na nią.
-Bierzesz albo nie będzie wycieczki.
-Weźmiesz mnie tak czy inaczej. Wiem gdzie jest kamienny krąg. Byłem tam!
-Teraz to i ja wiem. Chlipek mi pokazał to miejsce na mapie. Jednak jak ze mną pójdziesz będę miała miej na głowie. Będę mogła spokojnie zająć się "głównym podejrzanym".
-Co naprawdę dzieje się w tym lesie? Kim ty do licha jesteś??
-Wiem, że mi nie uwierzysz, ale dobra. Sam tego chciałeś?.-Gabriela westchnęła ciężko. Odkąd została łowca marzyła tylko o tym by podczas akcji nie było żadnych komplikacji. Przewróciła oczami i ode-tchnęła głęboko.-Jestem łowcą demonów, a w lesie zagnieździli się wyznawcy Lucyfera.-Powiedziała znudzonym głosem.
Tomasz wyglądał na zbitego z tropu. Jednak na jego twarzy łowczyni nie dostrzegła niedowierzania. Poza tym zachowywał się inaczej niż wcześniejsi powiernicy jej tajemnicy. Był spokojny, skupiony. Bez słowa schował wszystkie "gadżety", które przed chwilą otrzymał.
-To co jedziemy?-Spytał śmiertelnie poważnym tonem.
Zaistniała sytuacja mocno zdziwiła i zaniepokoiła Gabrielę. Dała Tomaszowi dodatkowy magazynek. Ten z wielką wprawą sprawdził broń, po czym wsiedli do samochodu, w którym już czekał Val, i ruszyli w stronę lasu.


W czasie, gdy jechali w samochodzie panowała grobowa cisza. Jednak Gabriela i Val ciągle spoglądali sobie w oczy za pośrednictwem wstecznego lusterka. Laik nawet by tego nie zauważył, lecz oni wciąż nie odrywali od siebie wzroku, a z każdą minutą łowczyni coraz bardziej marszczyła brwi. W ich umysłach w najlepsze trwała dysputa nad tym, kim jest Tomasz.
-Daj mi go ugryźć to w tedy się dowiemy nawet, jakiego koloru była pierwsza zabawka, jaką dostał w swoim życiu.-Prosił z nadzieją Val.
-Nie. Wiesz nie wiem czy wiesz, ale siedzimy po uszy w niezłym bagnie i moim zdaniem nie potrzeba nam problemów z młodym wilkołakiem, który nie może zapanować nad rządzą krwi.-Odparła ostro dziewczyna.
-Czyli nie chcesz wiedzieć czy jest wrogiem?-Zapytał z przekąsem wilkołak.
-Sama go przycisnę, gdy tylko dojedziemy na miejsce.-Po wypowiedzeniu tych słów ucięła połączenie telepatyczne i nałożyła blokadę na swój umysł.
Gabriela wyjrzała przez okno. Byli prawie na miejscu. Z każdym przejechanym metrem coraz mocniej wyczuwała obecność demona. Czoła też obecność kogoś lub czegoś innego. Wiedziała, że coś śledzi ich od momentu, w którym opuścili wioskę. Mocno ją to zaniepokoiło. Tak czy inaczej szykowała się jedna z trudniejszych misji w jej życiu.
Nagle przed maskę wyskoczył im mocno poturbowany mężczyzna. Tomasz ostro zahamował i próbo-wał ominąć niespodziewaną przeszkodę. Mało przy tym nie skasował samochodu na drzewie. Mimo brawurowego manewru delikatnie zahaczyli o niespodziewanego gościa kładąc go przy tym na ziemi. Pomimo dodatkowych obrażeń mężczyzna zerwał się na równe nogi i odbiegł od nich nieco kulejąc.
-Trzeba mu pomóc!-Zakrzyknął Tomasz.
-Nie możemy się zatrzymywać jesteśmy zbyt blisko.-Zaprotestowała Gabriela-Poza tym facet jest na adrenalinie spokojnie dobiegnie do wioski. Nie martw się nic mu nie będzie.
-Czas na mały spacerek-rzucił od niechcenia Val wyskakując z auta.
W tym momencie lekarzowi opadła szczęka. Zaczął on też głęboko żałować swojej decyzji o przyjedzie w to miejsce z tą podejrzaną dwójką.
Łowczyni widząc zdumienie na twarzy swojego ludzkiego towarzysza rzuciła krótkie "To długa historia" i zaczęła maszerować w stronę migoczącego w świetle latarki kręgu.
Kiedy podeszli do pierwszego z dwóch kamiennych kręgów Gabriela zatrzymała Tomasza chwytając go za ramię. Jej spojrzenie zdawało się wwiercić w mózg mężczyzny. Po chwili spytała grobowym tonem:
-Kim jesteś??
-Lekarzem na praktykach...-Łowczyni nie dała mu dokończyć.
-Nie zdziwiło cię to, że jestem łowcą demonów. Kim jesteś skąd nas wiesz?
Tomasz nie mógł znieść chłodnego, pustego spojrzenia.
-Kiedyś spotkałem jednego łowcę. Było to chyba na pierwszym roku studiów. Z okolicy jednego akademiku ginęły studentki. Pomogłem mu.
Mężczyzna miał nadzieję, że to już koniec przesłuchania, ale dziewczyna nie spuszczała z niego wzroku.
Po chwili jednak przestała się w niego wpatrywać.
-Trzeba znaleźć wejście.-Rzuciła chłodno.-Val masz jakiś trop?
-Nic nie wyczuwam. Maskują cały teren.
-Dlaczego wszystko muszę robić sama?
Po tych słowach Gabriela przykucnęła i dotknęła ściółkę, po czym wyjęła nóż nie odrywając ręki od podłoża. Nagle wstała z zamkniętymi oczami i wbiła nóż w ziemię pod jednym z ocalałych skalnych łuków.
-Oto i nasze wejście -oznajmiła wyciągając nóż z zamaskowanej klapy.
-Jak ty to zrobiła??-Spytał zachwycony Tomasz.
-Normalnie.-Rzuciła od niechcenia-Uczyłam się tego podczas treningu.
-To łowcy przechodzą jakiś specjalny trening? A dostaje się po nim jakiś certyfikat czy co??
Łowczyni krótko się zaśmiała.
-Nie musisz przechodzić treningu, ale ja byłam szkolona do tego celu do dziecka i nie ma żadnej licencji na bycie łowcą.
-Wy tu gadu-gadu a czas ucieka.-Przerwał im Val.
-Racja czas brać się do roboty. Tomaszu masz trzymać się blisko mnie lub Val'a ale wolałabym żebyś nie odstępował mnie na krok. Nie ma rozdzielania się i zgrywania bohatera. Jak mówię, że masz uciekać to znaczy, że masz zapierdalać jak nigdy w życiu. Jasne?
-Jasne!
-No to do dzieła.


Szli wąskim, wykutym z kamienia korytarzem. Panował półmrok. Co jakiś czas mijali wnęki ze świecami, które były bardziej dla ozdoby niż światła. Zbliżyli się do solidnych dębowych drzwi. Gabriela wiedziała, że za tymi drzwiami jest demon. Wyczuwała go całą sobą. Dała znak Val’owi, żeby był gotowy i z hukiem wykopała drzwi z zawiasów. Tomasz oniemiał z wrażenia, ale zaraz oprzytomniał, kiedy coś zwaliło go z nóg. Był to Val, który osłonił go przed sztyletem lecącym w jego kierunku.
-Dzięki.-Odparł z ulgą.
-Nie mamy czasu na pogaduszki. Przepędź stąd ludzi i sam potem uciekaj.-Warknął Val, po czym jego ciało zaczęło rozrastać się do nienaturalnych rozmiarów.
Tomasz usłuchał i zaczął „ewakuować” członków sekty, kiedy poczuł coś dziwnego. Włosy na jego karku stanęły dęba a jego nogi zrobiły się jak z waty. Obraz, który zobaczył zmroził mu krew w żyłach. Zobaczył on Gabrielę wiszącą pół metra nad posadzką tnącą powietrze mieczem i sztyletem. Val, rozrośnięty do rozmiarów niedźwiedzia leżał ogłuszony pod dziwnym, kamiennym ołtarzem. Lekarz dopiero teraz zauważył małą dziewczynkę stojącą na owym ołtarzu. Miała wyciągniętą prawą dłoń w kierunku łowczyni i z uśmiechem wpatrywała się jak ta walczy o każdy oddech. Nagle dziecko spojrzało na niego wzrokiem pustych oczodołów.
-Ty też chcesz się ze mną pobawić?-Zapytała z nutą drwiny w głosie.-Nie bawiłam się tak dobrze od czasów polowań na chrześcijan za Nerona.
Po tych słowach zaśmiała się demonicznym śmiechem.
-Kim jesteś?!
Na twarzy oprawczyni pojawił się grymas zniesmaczenia.
-„Kim jesteś? Czemu to mi robisz? Czego ode mnie chcesz?”-Mówiła przedrzeźniając Tomasza.-A myślałam, że będzie fajna zabawa. Czemu popsułeś mi tak fajną zabawę?!
Po tych słowach chłopak również zawisł w powietrzu i zaczął się dusić. W czasie pogawędki demona z lekarzem Gabriela sięgnęła po swój medalion. Był to pentagram osadzony w okręgu. Łowczyni przekręciła go sprawnym ruchem tak, że teraz w górze sterczały dwa ramiona gwiazdy. W momencie kiedy to zrobiła czas jakby na chwile zwolnił. Znowu mogła oddychać i poczuła ogromną moc wypełniającą jej ciało. Poczuła przyjemne ciepło. Rozejrzała się wokół. Zobaczyła, że demon zniewolił nie tylko ją. Wykonała delikatny ruch dłonią i ciało Tomasza opadło na podłogę.
-Kim ty kurwa jesteś!-Wykrzyczał przerażony demon.
Gabriela powoli zbliżyła się do demona w ciele dziewczynki, spojrzała na niego upiornie białymi oczami i wyszeptała mu do ucha:
-Powiedz swoim kolegom w piekle, że jak któryś z nich będzie chciał się wybrać na krótką wycieczkę po ziemi niech pamięta, że Czarna Róża wciąż wypełnia swe zadanie.
Po tych słowach Gabriela położyła swoją dłoń na głowie dziecka i wypowiedziała trzy słowa po łacinie:
- Liberi sunt filii.
Ciało dziecka zaczęło promieniować oślepiająco białym światłem. Po czym nastąpił wybuch energii, który zwalił łowczynię na ziemię. Ta jednak szybko wstała i strzepnęła niewidzialny pyłek kurzu z ramienia. Tomasz dalej leżał oszołomiony wybuchem, za to Val zaczynał dochodzić do siebie i „normalnych” rozmiarów. Gabriela dezaktywowała medalion i podeszła do ciała dziewczynki lekko się zataczając. Tak jak podejrzewała dziecko nie żyło.
-Pieprzeni pomyleńcy.-Zaklęła pod nosem.-Ruszajcie się musimy stąd spadać zanim przyjedzie policja.
Tomasz i Val wstali sycząc z bólu i klnąc pod nosem.
-No szybciej muszę tu chociaż z grubsza posprzątać.-Ponaglała ich dziewczyna.
Lekarz dopiero teraz przyjrzał się pomieszczeniu, w którym przebywali. Miało ono na oko ze trzy metry wysokości, osiem długości i cztery szerokości. Pełno w nim było ogromnych mis wypełnionych ziołami. Po bokach, na ścianach wisiały pochodnie, a nad ołtarzem była wielka dziura przez, którą wpadało światło księżyca. Kiedy Tomasz zaczął kierować się w stronę wyjścia z „komnaty” coś zachrzęściło pod jego stopami. Były to ludzkie kości z pozostałościami tkanki mięśniowej. Popatrzył z przerażeniem na Gabriele, a ta tylko przewróciła oczami.
-Przez sprzątanie mam na myśli usunięcie z powierzchni ziemi wszystkiego co tu jest włącznie z tym.-Wyjaśniła znudzonym głosem wskazując kości i ciało dziewczynki.
-Nie oddasz ciała jej rodzicom?!-Zdumiał się lekarz.-Chociaż ją pochowajmy.-Zaproponował nieśmiało.
-Pochowam ją ze wszystkim co się tu znajduje.-Odparła chłodno.-Nie mogę nic więcej zrobić.
 Spojrzała mu prosto w oczy z niewymownym wyrazem bólu i wyjęła z zanadrza kawałek kredy. Po chwili klęcząc rysowała dziwne znaki na podłodze. Kiedy skończyła wyjęła nóż i obcięła pasmo swoich włosów. Zamoczyła je w jakimś alkoholu i rzuciła w sam środek okręgu, w którym znajdowały się znaki. Następnie wyjęła zapalniczkę Zippo i podpaliła mówiąc „Incendebat”. Nagle w ciągu sekundy całe pomieszczenie i wszystko co w nim było zajęło się ogniem jak by było polane benzyną.
-Musimy spadać zanim i mu spłoniemy.-Rzuciła krótko Gabriela pchając osłupiałego Tomasza do wyjścia.

 
Val już czekał na nich przed wejściem do podziemi, ale dziwnie się zachowywał. Gabriela miała dziwne wrażenie, że ktoś się w nią wpatruje.
-Co ty zrobiłaś tam na dole? Masz jakieś super moce, czy co?-Z ekscytacją w głosie zapytał Tomasz.
-To nie jest najlepszy czas na pogaduszki. Ktoś lub coś nas obserwuje.-Próbowała uciąć.
-Co masz na myśli mówiąc „coś”.-Zapytał z niepokojem- To jeszcze nie koniec? Przecież załatwiłaś to coś, co było w tej dziewczynce.
-A nie przyszło ci na myśl to, że ktoś musiał to przyzwać? Dla twojej informacji tylko demony wiedzą jak przyzywać się nawzajem.-Pouczyła go.-A teraz zamknij się, bo chcę się dowiedzieć gdzie to coś jest.
Mężczyzna zamilkł jak zaczarowany. Łowczyni wzięła głęboki wdech i zamknęła oczy. Próbowała wyczuć jakąś nadprzyrodzoną energię, ale jej starania spełzły na niczym. Po chwili usłyszała skowyt Val’a. Otworzyła oczy i zobaczyła jak ten bezwładnie zwisa w paszczy ogromnego stwora. Kreatura przypominała modliszkę tyle, że powiększoną do rozmiarów autobusu.  
-No potworku gdzie jest twój pan?-Zapytała uprzejmie.-Przecież nie wypuściłby cię samopas. Miałby przez to kłopoty.

Brak komentarza 27 Października 2013 o godz. 17:00

Nocne Łowy 2

Komentarze 0

Tego Artykułu jeszcze nikt nie skomentował

Wyświetleń: 74